Tuesday, 26 November 2019

Wodospad Nauyaca- Costa Rica

4.30 rano pobudka, zeby zlapac jedyny autobus w strone wodospadow Nauyaca. Autobus mial przyjechac 5.50 , pojawil sie 6.20. Ale tutaj nikt sie takim drobiazgiem nie przejmuje. Przed 7 bylam w biurze wodospadow Nayacuya, przed sanym otwarciem. Bilet kosztowal $9, ale przezycie bylo warte 10 razy tyle. Na poczatek okolo 30 minut mini-hiku do oficjalnego wejscia do parku, a potem 70 min hike do wodospadow. Mozna rowniez dojechac tam konno. O 7 rano nie ma zadnych turystow, idziemy przez dzungle zupelnie same. Jest pieknie, wcale nie tak trudno i goraco- drzewa dostarczaja schronienia. Hike jest piekny, a na jego koncu czekaja dwie perelki- wodospady Nauyaca. W dolnym wodospadzie mozna sie kapac, ale trzeba uwazac, skaly sa sliskie. Nurt nie jest mocny, mimo ze z brzegu wyglada niebezpiecznie. Czuje sie jak Indiana Jones, plywam w jeziorku pod wodospadem i adrenalina mi niezle skacze, chodze po skalkach, docieram nawet pod sam wodospad. Tu czeka mnie niesamowity widok, tam gdzie woda uderza w tafle jeziora, tryska piekna tecza- widoczna tylko od tej strony! Na skalach widze jaszczurki Jezusa, sa niesamowite! Niestety nie chca chodzic po wodzie ale po skalach wspinaja sie jak.. hmmm... jaszczurki! Kolo 10 pojawiaja sie pierwsi turysci. Woda i okolica jest prawie nieskazona. Prawie- znalazlam niedopalek od paperosa i kawalek sznurka. Oprocz tego, czulam sie jakbym byla pierwsza osoba, ktora odkryla to miejsce.
Gorny wodospad jest nawet bardziej niesamowity, ale nie wolno sie tam kapac, zbyt niebezpiecznie. Na skale pomiedzy wodami wodospadu wyroslo drzewo. W jak sposob dalo rade tam wyrosnac pozostaje zagadka, ale jest- pnie sie wysokie i dumnie, przytulone do skaly, pomiedzy dwoma masami spadajacej wody. Wodospady sa rajskie i bardzo sie ciesze, ze odwiedzilam to miejsce
Ta odrobina raju pozostanie w mojej pamieci i sercu, moze przyniesie mi nieco radosnych wspomnien w czasiu dlugich zimowych miesiecy. Wracamy do wejscia z parku i teraz czeka na jakies 45 minut pod gore do glownego wyjscia. Na szczescie zatrzymuje sie para Holnedrow i ma 3 wolne miejsca w samochodzie- dokladnie dla mnie, Eryki i Audrey! "Gdzie jedziecie?" Pytamy ich , a oni na to "Uvita". Nie mozemy uwierzyc naszemu szczesciu, podrzucaja nas pod sam wjazd do sanktuarium. Tyle ze od wjazdu jest 20 minut piechatka pod gore, a moha energia jest na rezerwie. Te 20 minut dalo mi wiecej po tylku niz caly dzisiejszy hike!
Oh jakim pieknym wynalazkiem jest prysznic. I krzeslo na ktorym mozna siasc ale najlepsi sa przyjazni ludzi-  przypadkowi towarzysze podrozy, ktorzy pojawiaja sie na drodze i uprzyjemniaja podroz :)


No comments:

Post a Comment