Wolontariusze maja 2 dni wolnego na tydzien, dzis przypadl moj. Postanowilam wyruszyc do znanego parku narodowego, moze uda mi sie zobaczyc jakies dzikie zwierzeta?
Podroz jak w filmie Mis, kiedy jeden goscio opowiadal drugiemu jaki ma dobry dojazd do pracy. Najpierw z sanktuarium to glownej drogi jakies 10 minut z gorki( pod horke byloby 20!) Pozniej 10 km do Dominical, zlapalam okazje. Dobry wynik, zatrzymal sie trzeci samochod. Z Dominical trzeba brac autobus do Quepos. Czas odjazdu jest umowny. Mose byc o 8.30. A moze o 9? W koncu autobus dojechal na 9.20. Poltoraj godziny jestem w Quepos. Z Quepos kolejny autopus do Manuel Antonio.
Kilka minut przed parkiem narodowym, wita mnie resteuracja White Eagle- kuchnia polska !!! Czyli juz nasi tu dotarli. Na sam brzeg dzungli..
W autobusie pozmaje mila pare- Katie, ktora mimo rosyjskiego imienia jest kostorytanka i Matjasza z Frankfurtu. Mam szczescie, proponuja mi zebym sie przylaczyla. Idziemy wyznaczonym szlakiem z grupa innych turystow i zastanawiam sie jak to ma byc dzungla, jak tlum ludzie sie przez nia przedziera? "Teraz jeszcze nie jest zle"- tlumaczy Katia-"sezon zaczyna sie w grudniu, wtedy dopiero sa tlumy!". Cale szczescie ze nie da sie zejsc z wyznaczonej sciezki- po obu stronach splatane konary. Nie slychac ptakow. Wreszcie dochodzimy na wprost niebianska plaze. Dwa pelikany lowia swoj obiad kilka metrow od nas. Zanurzam sie w cudownie ciepla wode Pacyfiku. Fale sa mocne, ale da sie plywac. Jest idealnie, na plazy tylko kilka osob.
Oprocz nielicznych plazowiczow jest tez mnostwo duzych jaszczurek i iguan w pieknych niebieskich barwach. Oraz jeden zlodziej- rosomak! Obserwujemy jak bezczelnie podrada sie do trzech plazowiczek i kradnie im torebke! "Diablo!" krzycza przerazone dziewczyny, torebka jest za ciezka dla rosomaka wiec zostawia ja na plazy i ucieka. W drodze na kolejna plaze podziwiamy leniwca przeciagajacego sie wysoko na drzewie oraz stado malpek kapucynek. Fauna i flora jest zachwycajaca. Ale trzeba uwazac, nie mozna robic sobie slefie ze zwierzetami i zabronione jest uzywanie flasha.
Z zalem zegnam sie z Katie i Matjaszem, ale musze zlapac powrotny aurobus. Ludzie na Kostaryce sa mega przyjazni. Kierowcy trabia na kazdego, nie z nerwow, ale na powitanie, ludzie usmiechaja sie i machaja do siebie. Nikt sie nie spieszy, wszyscy sa przyjazni, wyluziwani. Zycie jest skromne, sle jakby pelniejsze. Roslinnosc doslownie kipi w kazdym rogu.
Na przystanku w Quetop zaczepia mnie Szwedka, "wiesz jak dojechac do Uvity?". Czuje sie jak ekspert tlumaczac jej "tym autobusem do Dominical, a dalej to lapac okazje"
Wysiadajac w Dominical widze ta sama Szwedke. Jej znajomi z Uvity przyjechali ja odebrac i teraz proponuja czy sie z nimi nie zabiore, moga mnie podwiezc do sankruarium.
Czuje sie jak 17latka- wolnosc, przygoda i autostop. Szwedzi podrzucaja mnie kolo sanktuarium, teraz tylko 20 minut wspinaczki pod gore. Oj nie chce mi sie! Ale dzisiaj mam szczescie, tuz przy wjezdzie widze male zgromadzenie, ktos dostrzegl kinkadzu na galezi wiec teraz 5 osob gapi sie na drzewo. Jedna z nich to Amerykanska turystka ktora zatrzymala sie w hotelu przy sanktuarium
Zgadza sie podrzucic mnie tuz pod drzwi.
Co za luksus. 5 minut w klimatyzowanych aucie zamiast 20 minut wspinaczki.
Docieram do sanktuarium, teraz czas na prysznic i kolacje. A jutro- kolejny idealny dzien!
Podroz jak w filmie Mis, kiedy jeden goscio opowiadal drugiemu jaki ma dobry dojazd do pracy. Najpierw z sanktuarium to glownej drogi jakies 10 minut z gorki( pod horke byloby 20!) Pozniej 10 km do Dominical, zlapalam okazje. Dobry wynik, zatrzymal sie trzeci samochod. Z Dominical trzeba brac autobus do Quepos. Czas odjazdu jest umowny. Mose byc o 8.30. A moze o 9? W koncu autobus dojechal na 9.20. Poltoraj godziny jestem w Quepos. Z Quepos kolejny autopus do Manuel Antonio.
Kilka minut przed parkiem narodowym, wita mnie resteuracja White Eagle- kuchnia polska !!! Czyli juz nasi tu dotarli. Na sam brzeg dzungli..
W autobusie pozmaje mila pare- Katie, ktora mimo rosyjskiego imienia jest kostorytanka i Matjasza z Frankfurtu. Mam szczescie, proponuja mi zebym sie przylaczyla. Idziemy wyznaczonym szlakiem z grupa innych turystow i zastanawiam sie jak to ma byc dzungla, jak tlum ludzie sie przez nia przedziera? "Teraz jeszcze nie jest zle"- tlumaczy Katia-"sezon zaczyna sie w grudniu, wtedy dopiero sa tlumy!". Cale szczescie ze nie da sie zejsc z wyznaczonej sciezki- po obu stronach splatane konary. Nie slychac ptakow. Wreszcie dochodzimy na wprost niebianska plaze. Dwa pelikany lowia swoj obiad kilka metrow od nas. Zanurzam sie w cudownie ciepla wode Pacyfiku. Fale sa mocne, ale da sie plywac. Jest idealnie, na plazy tylko kilka osob.
Oprocz nielicznych plazowiczow jest tez mnostwo duzych jaszczurek i iguan w pieknych niebieskich barwach. Oraz jeden zlodziej- rosomak! Obserwujemy jak bezczelnie podrada sie do trzech plazowiczek i kradnie im torebke! "Diablo!" krzycza przerazone dziewczyny, torebka jest za ciezka dla rosomaka wiec zostawia ja na plazy i ucieka. W drodze na kolejna plaze podziwiamy leniwca przeciagajacego sie wysoko na drzewie oraz stado malpek kapucynek. Fauna i flora jest zachwycajaca. Ale trzeba uwazac, nie mozna robic sobie slefie ze zwierzetami i zabronione jest uzywanie flasha.
Z zalem zegnam sie z Katie i Matjaszem, ale musze zlapac powrotny aurobus. Ludzie na Kostaryce sa mega przyjazni. Kierowcy trabia na kazdego, nie z nerwow, ale na powitanie, ludzie usmiechaja sie i machaja do siebie. Nikt sie nie spieszy, wszyscy sa przyjazni, wyluziwani. Zycie jest skromne, sle jakby pelniejsze. Roslinnosc doslownie kipi w kazdym rogu.
Na przystanku w Quetop zaczepia mnie Szwedka, "wiesz jak dojechac do Uvity?". Czuje sie jak ekspert tlumaczac jej "tym autobusem do Dominical, a dalej to lapac okazje"
Wysiadajac w Dominical widze ta sama Szwedke. Jej znajomi z Uvity przyjechali ja odebrac i teraz proponuja czy sie z nimi nie zabiore, moga mnie podwiezc do sankruarium.
Czuje sie jak 17latka- wolnosc, przygoda i autostop. Szwedzi podrzucaja mnie kolo sanktuarium, teraz tylko 20 minut wspinaczki pod gore. Oj nie chce mi sie! Ale dzisiaj mam szczescie, tuz przy wjezdzie widze male zgromadzenie, ktos dostrzegl kinkadzu na galezi wiec teraz 5 osob gapi sie na drzewo. Jedna z nich to Amerykanska turystka ktora zatrzymala sie w hotelu przy sanktuarium
Zgadza sie podrzucic mnie tuz pod drzwi.
Co za luksus. 5 minut w klimatyzowanych aucie zamiast 20 minut wspinaczki.
Docieram do sanktuarium, teraz czas na prysznic i kolacje. A jutro- kolejny idealny dzien!
No comments:
Post a Comment