Tuesday, 28 February 2017

Aurangabad

Godzina w samochodzie, 5 godzin na lotniskach w Mumbai i Cochin i 4 godziny w roznych samolotach i juz jestem w Aurangabadzie. Gdzie to jest? Od Mumbaju w prawo poltorej godziny samolotem. W sumie to ja sama nie wiem! Odbiera nas usmiechniety kierowca, ktory mowi glownie w hindi, cale szczescie ze Amit zna ten jezyk. Jedziemy na objazd miasta, potem do siedmiowiecznych swiatyn wykutych w skale. Lacza one buddyzm, hinduizm i jainism. Budda, Vishnu i jainist guru zgodnie zajmuja wykuta w skale swiatynie. Przewodnik pyta skad jestem. Amit objasnia ze jestem z Polski, a przewodnik robi wielkie oczy. "Z policji?" "Nie, z Polski". Niestety nic to mu nie mowi i przyznaje ze nigdy o takim kraju nie slyszal. Czuje sie bardzo egzotyczna, a to uczucie rosnie 10 razy kiedy jedziemy do mini Taj Mahalu, ktory wyglada... hmmm jak nieco mniejszy Taj Mahal. Zapomnij papieza i Dalai Lame oraz Angeline Jolii. Matki daja mi swoje dzieci do potrzymania i robia zdjecia. Kochankowie porzucaja kochanki i vice versa, zeby zrobic ze mna selfie! Moj status gwiazdy Bollywood i najwiekszej atrakcji Aurangabadu jest bezsprzeczny. Nawet grupa podstarzalej alkaidy przycupnieta przy murze i planujaca gdzie by tu sie "pojsc rozerwac" usmiecha sie do mnie szeroko i sciska mi rece!
Szkoda, ze nie ma ze mna mojej Kasi, zeby pomogla mi dzwigac to ciezkie brzemie!
Zmeczona i usmiechnieta udaje sie na kolacje z Amitem i kierowca. Jemy, gadamy, smiejemy sie. I wtedy zdaje sobie sprawe ze zdazyl sie cud- muzulmanin, chrzescijanka i wyznawca sekty jainistycznej siedza razem w zgodzie i niepomni na roznice kulturowo-wyznaniowe, dobrze sie razem bawia! Toz to szok!
Po jedzeniu chlopaki zamawiaja pan na ulicznym bazarze
 To okoliczna "tradycja" ze kazdy to je po kolacji. Kilka lisci zawinietych w klebek, ceny od 20 do 5000 rupies, w zaleznosci od gatunku. Moj zoladek nie zgadza sie na przyjecie niczego wiecej, wiec moze jutro bedzie mi dane sprobowac...

Dzien 2.

Dhaulatabad fort.
Aurangabad jest miatem pustynnym, jest tu sucho i bardzo goraca. Takze zdobycie XII fortu ktory stoi na wysokim wzniesieniu i trzeba pokonac 800 stromych schodow, zeby tam wejsc, bylo nie lada zadaniem. Widok rozposciera sie na wzgorza o plaskich szczytach, takie troche gory stolowe, i wysuszona sloncem okolice. Surowy ale piekny krajobraz. Fort jest domem dla setek szarych malp langur o bardzo dlugich ogonach. Idealnie wpasowuja sie w szaro brazowy krajobraz.
Po zejsciu z gory czas na zasluzony sok z trzciny cukrowej, moj pierwszy w zyciu. Slodziutki i ozezwiajacy. Nie jest to bezpieczny napoj, bo przygotowuje sie go w warunkach uragajacych higienie, ale ja pozyczylam od kolezanki przyrzad do zabijania bakterii, wiec sie nie martwie. Przyrzad wyglada jak wibrator i budzi wielkie zainteresowanie okolicznych ludzi. Ale coz dla zdrowia wszystko! Oby okazal sie skuteczny....





Shri Grishneshwar
Pojechalismy do swiatyni hindu gdzie oddaje sie czesc Shiva Linga. Jest to jedna z tylko 12 tego typu swiatyn w Indiach. Niestety nie moge wziac kamery, a szkoda. Ogladam bardzo dziwny rytual, kazdy facet z golym torsem, wszyscy w jakims transie, mrucza, wykonuja dziwne znaki, skladaja kwiaty w ofierze na kawalku kamienia ktory utozsamia Shive. A ja w tym wirze drepcze poslusznie za tlumem...

Ellora caves
W VII w rozpoczeto budowe kompleksu swiatyn i monasterow buddyjskich, okolo 35 swiatyn wykutych w skale. Imponujacy widok, niestety slonce odbiera sily na zwiedzenie ich wszystkich...zajeloby to caly dzien, a ja po 2 godzinach juz opadam z sil. Nie dziwie sie ze prace nad swiatyniami zajely pobad 200 lat, lub wedlug innych przewodnikow- zycie 10 pokolen.
Co rowniez mnie wygonczylo to nieustajace zdjecia. Amit policzyl ze zrobilo sobie ze mna selfie 80 osob.... z nim jakies 3.
Amit ma pomysl zebym brala 5 rupi za zdjecie, moze zwrociloby to koszt biletu wstepu - ja zaplacilam 500 rupi jako europejka, Amit, jako lokalny tylko 30...



Po zwiedzaniu kupujujemy kukurydze z ognia z sola i sokiem z cytryny. Rewelacja!




Nasz kierowca zaprosil nas na wieczor do siebie, zeby poznac jego rodzine! To bedzie cos! Zyja w malym wynajetym pokoju, on, zona i trojka dzieci w wieku 13-5. Nie ma kuchni, tylko gazowa kuchenka. Lazienka jest wspolna z innymi. Ale za to w okolicy wszyscy sie znaja, dzieciaki biegaja i bawia sie razem, sasiedzi gaworza przed domem. Standard zycia nie jest wysoki, ale im chyba wystarcza to, co maja.
Synowie sa grzeczni, najstarszy mowi calkiem dobrze po angielsku. Najstarszy chce zostac astronauta, sredni lekarzem, a najmlodszy-kierowca taksowki.
Zona jest mloda i bardzo ladna, ale prawie sie nie odzywa. Usmiecha sie tylko do nas.
Fajnie poznac jak wyglada prawdziwe zycie w Aurangabad.

Bye bye Kerala

5 rano pobudka i krotka jazda na lotnisko Cochin. Ogladam piekny, czerwony wschod slonca. Cochin to pierwsze lotnisko na swiecie 100% zasilane energia sloneczna. Na tym konczy sie nowoczesnosc. Zamiast siedzen w poczekalni sa fotele w stylu wczesny gierek, takie same jak 20 lat temu miala moja mama, tandetne rzezbione porecze i kolorowe poduszki. Ciekawa sprawa, zeby wejsc do budynku lotniska musisz pokazac bilet. Tylko podrozujacy sa wpuszczani do srodka, wiec nie da rady np. kogos odprowadzic.
Kilka ciekawostek o Kerali- Kerala jest stanem komunistycznym. Wszedzie czerwone flagi z sierpem i mlotem. Niestety (a moze stety) oni nie maja pojecia na temat komunizmu: po pierwsze w wiekszosci Kerali panuje calkowita prohibicja wprowadzona na żądanie obywateli, po drugie- 5Kerale uznaje sie za najbardziej wyedukowany stan w Indiach, po trzecie panuje tu tolerancja religijna i muzulmanie, chrzescijanie, wyznawcy hinduismu, jainismu i Zydzi zyja w zgodzie, po wtore- wlasnosc prywatna i maly biznes jest rzecza normalna i nikt tego nie neguje. No to co to za komuna, jak nie ma alkoholu, obywatel moze swobodnie czegos żądać i prowadzic wlasny biznes (!!), religia nie jest zwalczana, a na dodatek propaguje sie edukacje zamiast ja zwalczac i pogardzac???
Trzeba im kogos podeslac ze wschodu zeby ich poduczyl.
Kolejne spostrzezenie. Zupelnie obcy panowie czesto rozmawiaja ze soba, trzymajac sie za male paluszki u rak. Mieszkancy Indii sa bardzo rozmowni i wproszenie sie do cudzej rozmowy czy rozmowa z obca osoba jest normalna. Glownie na linii mezczyzna-mezczyzna, bo kobieta raczej nie zagada faceta ot tak. Czesto widzialam naszego kierowce na pogawedce  innym gosciem, i trzymaniu sie malymi paluszkami.
Kolejna rzecz- tylko kierowcy motorow nosza kaski, pasazerowie - nigdy. Wiwat bezpieczenstwo na drogach!
Zwolennicy imprez powinni omijac Indie. Tutaj cos takiego jak pub albo klub nocny istnieje tylko w Bangalore, Mumbaju i moze New Delhi, i to tylko w weekendy. Mlodziez bawi sie na imprezach domowych, a narzeczonego/narzeczona poznaje sie przez rodzicow albo ogloszenie w gazecie.

Monday, 27 February 2017

Kummakarom, Back Waters (Allepey) i Cochin

Mozecie mi nie wierzyc, ale sa miejsca na ziemi gdzie wynalazek zwany internetem nie dotarl. Kumakkarom i Alleppey (nie mylic z Alleppo!) naleza do tych obrzezy cywilizacji.. ale po kolei. Opuscilam Thekkamy i po 4 godzinnej jezdzie znalazlam sie w Sanktuarium Ptakow. Mini lasek tropikalny, blisko kanalu, piekna flora niestety fauny (ptakow) nie uswiadczysz. Moze wyemigrowaly? Ale mily spacerek, co chwila mozna spotkac obsciskujaca sie pare zakochanych. Usmiecham sie do rozanielonych par i w myslach wrzucam ich po kolej do kanalu i topie w plytkiej wodzie. Ot, tak, za naiwnosc i uleganie sile milosci.
Nastepny przystanek, nasz hotel, elegancki kompleks na obrzezu wioski. Wskakuje do basenu, woda jest piekna, przede mna widok na morze, jest bajkowo. Po trawnikach przechadzaja sie niespiesznie biale ptaki na dlugich nogach. Dookola przepiekne palmy i mnostwo kwiatow. Potem udajemy sie na podgladanie mieszkancow okolicznej wioski. Mieszkancy Indii sa bardzo przyjazni. Gdyby powiedzmy Czarnoskory przechodzil przez Polski Cycow, to raczej nie uswiadczylby tego co ja- ludzie do mnie machaja, dzieciaki probuja zagadac, wszyscy patrza na mnie przyjaznie, w najgorszym wypadku obojetnie. Wszystkie domy sa otwarte na oscierz, na gankach stoja tymczasowe kapliczki-srebrne swieczniki z zapalonymi swiecami.
Prad w domach jest, gorzej z woda. Na kazdym domu stoi cysterna na wode, biezaca woda jest tylko w hotelu.
Rano opuszczamy hotel i kierujemy sie w strone regionu Alleppey, nastepne 24 godziny spedzimy na bambusowel lodzi, plywajac kanalami Alleppey pomiedzy polami ryzowymi. Trudno to pisac. Z jednej strony morze arabskie i maly pasek ziemi dzieli je od sieci slodkowodnych kanalow, pomiedzy ktorymi, na niewielkich skrawkach ziemi znajduja sie pola i wioski. Po kanalach plywaja lodki-domy i my wlasnie jestesmy w takiej lodce, razem z trzema osobami zalogi. Po calodniowym podziwianiu widokow, przystanek na masaz. Czekajac na moja kolej rozmawiam zmloda Hinduska, ktora 2 tygodnie temu wyszla za maz. Pokazuje mi grube czerwono srebrne branzolety, siegajace niemal do lokcia i henne na calych rekach " to znak zaaranzowanego malzenstwa" objasnia dziewczyna. Ma tez gruby zloty naszyjnik i dwa pierscionki slubne, rowniez oznaczaja zaaranzowane malzenstwo. Pokazuje mi z duma swoje zdjecia slubne, ma bogata czerwono- zlota suknie slubna. Jej narzeczony jest dosc przystojny i na kazdym zdjeciu sie obsciskuja i patrza na siebie z usmiechem.
Rozmowe przerywa masazystka, ktora wola mnie na moj zabieg- przyjemny masaz nog i stop. Wracam na lodke, gdzie zaloga stoi sznurem i czeka na rozkazy "o ktorej kolacja madam?"" Moze filizanke herbaty madam?"  I jak ja teraz wroce do rzeczywistosci?!
Spimy na lodce i rankiem kierowca wiezie nas do Cochin. Nareszcie mam mozliwosc podziwiac to miasto. Przechadzamy sie plaza, pelna kramow spdzedawcow pamiatek i ryb. Na morzu rybacy w akcji, lowia ryby za pomoca specjalnych konstrukcji zwanych chinskimi sieciami. Dookola lataja ptaki, kraza glodne psy, plywaja statki rybackie i wielkie lodzie transportowe. Odwiedzamy kociol sw franciszka, najstarszy kosciol w Cochin, w ktorym znajduje sie sarkofag Vasco da Gamy.  Niestety pusty , bo zwloki przewieziono do Europy. Potem udajemy sie do dzielnicy zydowskiej, najladniejszej dzielnicy w calym miescie. Jest w niej XIV  wieczna synagoga i waskie uliczki wypelnione kameralnymi galeriami i resteuracjami. Najlepsze miejsce na kupienie pamiatek.
Slonce jest niemilosierne i czuje ulge kiedy docieramy do hotelu. Czas na prysznic, relaks i program wieczorny- kolacja ze znajomym Amita.

Lodki na Alleppey



Chinskie sieci rybackie Fort Cochin

Thursday, 23 February 2017

Thekkady dzien 1 i 2

Dzisiaj opuszczam Munnar. Slowo ostrzezenia, zwlaszcza dla Polakow. Wiekszosc Kerali to tak zwany suchy kraj. Co oznacza ze maja tu prohibicje. Kupienie alkoholu jest bardzo trudne, wiec lepiej miec ze soba zapas!
Po opuszczeniu hotelu jedziemy pieknymi trasami, pomiedzy wzgorzami i plantacjami herbaty. Zatrzymujemy sie na kilku plantacjach, gdzie przewodnik opowiada o wlasciwosciach roznych przypraw i ich wykorzystaniu w medycynie naturalnej. Zaopatruje sie w tone przypraw i juz planuje w duchu ze przejde na diete indyjska. Jeden przystanek jest na uboczu w zapyzialej budce gdzie mlody piekny chlopiec serwuje masai tea, czyli herbate z przyprawami. Mieszkancy Indii sa bardzo rozmowni, nie tylko w stosunku do swoich ale i turystow. Pije herbate a chlopak karmi ryby w brudnym scieku, ktory podobno jest stawem. Bardzo pozadnym angielskim opowiada mi ze wybiera sie na studia do Nowej Zelandii, gdzie ma brata, bo chce zostac pracownikiem opieki spolecznej a w Indiach to trudne. No tak, nie wiem czy tutaj nawet to istnieje. Nawet w zapyzialej budce na drodze miedzy munnar a tekkhady mozna spotkac inteligentnego czlowieka, ktory marzy o czyms wiecej.
Nastepny przystanek na rozprostowanie kosci na totalnym zadupiu. Postanawiamy przejsc sie po lesie, ktory okazuje sie plantacja i natrafiamy na grupe kobiet Thamil, pracownic plantacji, ktore wlasnie jedza lunch. Sa bardzo przyjazne, zapraszaja zeby z nimi usiasc i zadaja pytania, ktorych oczywiscie nie rozumiem. W koncu jedna pokazuje na moj lokiec, z ktorego wczoraj zdarlam sobie skore i robi pytajacy wyraz twarzy. Na migi objasniam ze rozwalilam lokiec dajac Amitowi w twarz i nawet prezentuje jak to zrobilam na zbulwersowanym Amicie. Kobiety wydaja sie zachwycone takim traktowaniem mezczyzn, nawet bija mi brawo!
Przypomina mi sie jak na plantacji przewodnik objasnial w jaki sposob powstaje najwiekszy owoc swiata jackfruit- sa dwa nasionka -zenskie i meskie, meskie zapladnia i obumiera a zenskie tworzy piekny owoc. "Tak jest w naturze" objasnie przewodnik "meskie formy nadaja sie tylko do zapylania"..... albo do rowalania o nich lokci, hahaha.
Zartuje! Opuszczam Thamil Spice Girls i wreszcie docieramy do Tekhhady, gdzie spotyka nas niespodzianka- nasz hotel zostal zajety przez bank za nieplacenie kredytu! Przez chwile czuje sie bezdomna. Cale szczescie, ze wycieczka jest zorganizowana przez agencje wiec dostajemy zastepczy hotel, na samym szczycie stromego wzgorza. Myslalam ze przyzwyczailam sie do drog w Indiach, ale tym razem zamykam oczy! Tak pionowo w gore jeszcze nie jechalam! Slowo o zasadach drogowych w Kerali. Po pierwsze, tutaj wyprzedza sie tylko na zakretach. Nie ma mozliwosci inaczej, bo tu sa same zakrety i nie uswiadczysz drogi na tyle prostej zeby bezpiecznie wyprzedzic. Wiec klakson, zakret i heja! Pomimo ze drogi sa waskie i niebezpieczne, kierowcy sa duzo bardziej wyluzowani niz w Polsce. Nikt tu nie krzyczy na nikogo i nie przeklina, mimo ze non stop ktos wymusza pierwszenstwo. Nowy hotel jest bardzo luksusowy, zupelnie inny niz tanie hostele do ktorych jestem przyzwyczajona. Zakwaterowanie i czas na tradycyjny masaz. Zaczyna sie srednio, bo podczas masazu glowy trace chyba polowe wlosow. Pani masazystka robi mi masaz w stylu Benny Hill albo inaczej jebudud plaska dlona po czaszcze. Bardzo nie lubie! Ale potem jest juz przyjemnje, aromatyczne olejki, relaksujacy masaz plecow i sauna. Po masazu czas na kolacje. Jestem fanka kuchni indyjskiej. Lunch jadlam na lisciu bananowca i byl po prostu pyszny, kolacja rowniez swietna!
Milion rzeczy kocham w Indiach, ale jedna mnie smuci. Glowna atrakcja sprzedawana w kazdym hotelu jest safari na sloniach. Widze zdjecie szczesliwej rodzinki ktora siedzi na brzuchu lezacego slonia. Wiem, ze zaden slon tak sie nie kladzie, bo powoduje to nacisk na organy wewnetrzne. A tutaj nie tylko musi wytrzymac olbrzyma wage swego ciala ulozonego w nienaturalnej pozycji, to jeszcze wage tlusciochow z zachodu, zachwyconych "zabawa" za sloniem. Na nodze slonia widze stalowy lancuch. Jak ludzie sa na tyle slepi, ze moga myslec, ze to jest w porzadku??? Indie chlubia sie miloscia do sloni, jeden z ich bogow ma postac slonia. A mimo to toruruja i wykorzystuja to zwierze.... jezeli ktos to czyta, prosze nie ignorujcie tematu. Popyt na takie rozrywki nakreca ten interes. Nie plac za okrucienstwo!
Z lokalnymi pracownicami

Lunch

Na plantacji 
Widok z mojego okna hotelowego Thekkady

Drugi dzien w Thekkady uplynal pod hadlem dzika natura. Rano udajemy sie na trek do parku narodowego ponad 900 km kwadratowych, dom dla 45 tygrysow, ponad 1000 sloni a poza tym dzikich bykow, jeleni, malp makat i lengurow. Przed 3 godziny przemierzamy park w grupie 3 osobowej. Wszedzie widac slady suszy. Koryta potokow wyschniete, mnostwo wysuszonych lisci na ziemi. Widzimy dzikie indyjskie byki z powykrecanymi rogami, bizona i kilka gruo malp. Popoludniu zwiedzamy park lodka, poziom wody w jeziorze jest bardzo maly. Cala natura z niecierpliwoscia czeka na nastepny monsoon. Jezeli znowu spotka ja zawod, to bedzie prawdziwa eco katastrofa dla calego. Z daleka widzimy duzego slonia, samotny samiec u wodopoju. Czuje sie troche intruzem. W koncu to powinno byc miejsce tylko dla zwierzat a ja im sie wpierniczam nieproszona w smierdzacej spalinami lodce. Ku mojemu zdziwieniu, widze piekna wille zbudowana tuz przy stawie. To ma byc park narodowy???
Wieczorem relaksuje sie w zimnym basenie pod czujnym okiem zmarznietego Amita, ktory boi sie plywac, i przy rozanielonej parze nowozencow.

Wednesday, 22 February 2017

Munnar dzien 2

Dzisiaj caly dzien poswiecony okolicy Munnar, bajkowo pieknej gorzystej krainie, krolestwie sloni i malp. Pyszne sniadanie w hotelu. Obsluga jest tak usluzna, ze czuje sie nieswojo. Mimo ze sniadanie jest w formie bufetu, kelner nosi za toba talerz. To jest ciut za duzo dla mnie.
 Zwiedzanie zaczynamy od fabryki herbaty. Najpierw wchodzimy do obskurnego pomieszczenia, gdzies przez pol godziny ogladam film- reklame fabryki. Propaganda az wylewa sie sie z ekranu, jak to uprawy herbaty poprawily stope zyciowa tubylcow, jakie sa przyjazne dla srodowiska itd. Wygladam przez okno. Jak oko siegnac wzgorza porosniete plantacjami. Tu kiedys byl dziewiczy las. Wychodze z pokoju po skonczeniu propagandowej jatki i patrze na zdjecia dyrektorow zalozycieli i pracownikow fabryki. Jeden z martwym tygrysem, drugi z dzikim bykiem. To by bylo na tyle byciu "przyjanym" srodowisku. Wychodze z fabryki wkurzona zmarnowanym czasem i jedziemy dalej. Zajezdzamy do ogrodow kwiatowych, kilka postojow na zdjecia. Mam ochote na troche adrenaliny. Niedaleko jest park rozrywki. Wysoko na drzewach rozpostarte sa liny, turysci przywieszani sa do liny i.. juz jestes ptakiem i szybujesz wysoko w koronach drzew. Wow, rewelacja, serce bije jak oszalale! Potem stroma skala i mozna zejsc po linie w dol. Nigdy tego nie robilam, ale chyba odkrylam swoj talent, bo nie waham sie ani chwili i schodze po pionowej skale w dol. Pozniej wspinaczka w gore po skale i wejscie na kilku metrowa siatke. Wlaze jakbym miala to we krwi! Czas na nowe hobby, uwielbiam wspinaczke! Ale slonce robi swoje, wiec wolnym krokiem ruszamy ku ostatnim atrakcjom. Bardzo podoba mi sie film 3d z efektami specjanymi.
Spocona, docieram w koncu do hotelu, szybki prysznic i kolejna atrakcja, pokaz tanca z regionu Kerali a potem pokaz sztuk walki. Kathakali to bardzo dziwny taniec, bardziej jak teatr tanca przy ogluszajacych bebnach. Pokaz sztuk walk jest niesamowity, akrobacje, skoki przez plonace kola, walka na noze i miecze, walka wrecz. Po pokazie ide zrobic sobie zdjecie z brodatyn mistrzem walk. Zagaduje mnie, zadaje mnostwo pytan a w koncu prosi o moj numer. Amit stoi obok i omal nie dostaje zawalu. Nikt na niego nawet nie zwrocil uwagi, pieska biednego...wychodze z pokazu podbudowana, wciaz "to" mam! Haha. Po powrocie do hotelu wskakuje do zimnego basenu. Wokolo ciemnosc a ja czuje sie wspaniale zanurzona w zimnej wodzie i ciemnosci. Po kapieli idziemy na kolacje. Kelner pyta co u mnie, odpowiadam ze ok i zadaje mu to samo pytanie. Robi wielkie oczy."do tej pory zaden klient nie zapytal mnie czy u mnie wszystko ok" tlumaczy. Naprawde trzeba tutaj jakiejs rewolucji spolecznej... bo o rownosci rasy ludzkiej to nikt tu nie slyszal...
To byl najlepszy dzien. Jutro kolejne miasto! Moze wreszcie zafunduje sobie masaz!
God's own country

Z tancerzami Kathakali

Pokaz sztuk walki

Tuesday, 21 February 2017

Munnar

Dzisiaj czas ruszyc na poludnie kraju boga (tak lokalni nazywaja Kerale). Im dalej zapuszczamy sie wglab Kerali, tym bardziej rozumiem o co chodzi. Ten kraj jest rzeczywiscie bajka. Po obu stronach szosy gory pokryte lasem tropikalnym. Widoki nie do opisania. Od czasu do czasu mijamy osady ludzi, kilka budek, sprzedawcy bananow i kokosow, znak charakterystyczny- gory smieci. Docieramy do glownego wodospadu Munnar, majestatyczna skala wynurza sie z gestej dzungli. Tylko jest maly problem, w tym wodospadzie nie ma wody. Okazalo sie ze poprzedni monsoon byl tylko mzawka, wiec wodospad wysechl! Wczesniej sie to nie zdazalo, ale coz, zmiana klimatu. Dojezdzamy na farme przypraw i przewodnik pokazuje rozne rosliny. Po raz pierwszy widze rosline pieprzu- wysoki zadki krzew, pnacy sie po sasiednim drzewie, cienkie galazki z malymi czarnymi ziarenkami. Jest tez kakaowiec, papirus, krzew kawowy i herbaciany, nerkowiec, jackfruit, krzew ananasai i mnostwo innych roslin. Zabawne widziec jak wygladaja te rosliny zanim zostana zerwane i dostarczone do sklepu.
Mam dziwne uczucie... szacunku do ziemi. Jeden krzew produkuje jednego ananasa, herbata powstaje z delikatnych listkow na czubku krzewa herbacianego... ile sie ta ziemia musi natrudzic zeby wyprodukowac odpowiednia ilosc dla 7 bilionow konsumentow!
Dojezdzamy do hotelu i jest to prawdopodobnie najpiekniejszy hotel w jakim bylam. Jest zbudowany na stoku gory, widok ma plantacje herbaty. Piekne hostessy w rownie pieknych sari znacza mi czolo pomaranczowa farba i czestuja herbata. Idziemy zwiedzac pobliska plantacje herbaty, biale krzewy o grubych konarach i delikatnych listkach.
Potem wskakuje do basenu i czuje pelnie zycia! Raj na ziemi, prawdziwy kraj boga.
. I jutro od rana bede go zwiedzac!
Munnar wodospad, niestety bez wody

Owoc kakao

Krzew pieprzu

Jackfruit


Festival


Zatopiona w herbacie

Sunday, 19 February 2017

Indie Mumbai

No i wyladowalam w Mumbaju! Tym razem nie sama, bo z Amitem. Z 10 stopni w Londynie trafilam w 35 stopni, raj na ziemi. W sumie nie bardzo.
Doswiadczenie bardzo rozni sie od Kambodzy czy Tajlandii, bo tym razem zamiast do taniego hostelu trafiam do bardzo prestizowego Klubu Krykieta, gdzie dostanie karty czlonkowskiej jest niemozliwe, a obraca sie w nim tylko elita. I tymczasowo ja. Amit ma znajomosci wszedzie i z duma mi opowiada o swojej rodzinie, kim to kto jest i ile ma milionow i doktoratow ale mnie to ..lotto! Po 10 kumplu milionerze i dziadku mecenasie wylaczam sie i chlone miasto. Jedziemy mega autostrada, ktora przecina czesc oceanu indyjskiego laczac Mumbai z reszta kraju. W oddali olbrzymie miasto, usiane wiezowcami i zalane mgla. "To nie mgla to smog" wyjasnia Amit, co jest oczywiste, mgla przy 35 stopniach nie wystepuje. W oddali Mumbai wyglada jak Nowy York, z bliska juz nie bardzo. Kazdy budynek domaga sie swiezej farby, wszystko wydaje sie zaniedbane. Oni tu chyba nie sprzatali odkad Anglicy sie wyniesli. "Indie bylyby lepszym miejscem, gdyby pozostaly angielska kolonia"wtraca Amit. Ot, patriota! Ogladam slumsy, czesc domow jest z cegly, co drugi z antena satelitarna. Jednak chyba mumbajska biedota ma lepiej od np. Tajskiej. Nie ma ani jednej kobiety za kierownica! Wszyscy kierowcy to panowie
Wreszcie dojezdzamy do klubu, dostajemy pokoj i poznaje Amita nr2, kolege-milionera Amita nr 1. Dostajemy samochod z kierowca do dyspozycji i jedziemy do portu. Statek zabiera nas do wyspy sloni. Sloni nie ma ale sa wykute w skale swiatynie pochodzace z v-vii w. Dokladnie kiedy niewiadomo, bo zostaly niedokonczane, opuszczone i w XVII w na nowo odkryte przez Portugalczykow. Teraz wyspa jest wpisana na liste zabytkow unesco i po prostu tonie w smieciach. Do swiatyn prowadza waskie kamienne schody, po obu stronach pietrza sie stragany z pamiatkami, swiete krowy, malpy i przeciskajacy sie turysci. Budze prawdziwe wrazenie, kilka osob robi sobie ze mna zdjecia. Nareszcie zostalam celebrytka. Na lodzi powrotnej przygladam sie ludziom. Zwraca moja uwage dziewczynka, moze 10 letnia. Podbite oko i siniak na brodzie, na rekach okragle slady opazen, jakby ktos ja przypalal papierosem. Obok dumny "tatus" z czewonymi zebami. "To taka tabaka z narkotykiem, silnie uzaleznia i barwi zeby na czerwono" tlumaczy Amit. Obok tatusia z piekla rodem siedzi rozesmiana mamusia i pyta czy moze miec ze mna zdjecie! Dziwny kraj.
Po powrocie jedziemy do mega kolorowej swiatyni janistycznej. Amit opowiada historie jednego guru, ktory chcac uratowac ptaka, zaofiarowal oddac wiesniakom mieso wlasnego ciala do jedzenia... swiatynia jest bardzo efektowna.
Czas na kolacje. Zmeczony kierowca wiezie nas do klubu. Pracuje od 9.30 rano do pozna w nocy i dojezdza do pracy pociagiem 1.5 godziny w jedna strone. Boze, ja to mam bajke z nie zycie!
Na kolacje wegetarianskie przysmaki, nie wiem co ale wszystko dobre. Poznaje kolejnych rozesmianych posh znajomych Amita. Smietanka Mumbaju. I ja. Czuje sie bardzo nie na miejscu..

Dzien 2. Po sniadaniu jedziemy na lotnisko i lecimy do najwiekszego miasta Kerali-cochin.
Po zakwaterowaniu w hotelu i wywalczeniu pokoju z dwoma osobnymi lozkami, proponuje przejsc sie po miescie. Glowna atrakcja sa roboty drogowe, centrum handlowe jak z croydon i sprzedawca swiezych kokosow.
Ja bym chetnie pobladzila i zobaczyla ocean ale Amit ma umowione spotkanie-kolacje ze znajomym. Znajomy bardzo nie chce sie z nami spotkac bo ma mocno ciezarna zone i inne problemy, ale i tak zabiera nas na kolacje. Slucham ich nudnej rozmowie o biznesie z nadzieja ze jedzenie mnie rozweseli. Cos mi tam zamowili. W koncu przychodzi moje keralskie "danie". Jest to rozgotowany ryz bez soli w wodzie, w ktorej sie gotowal.
Wracam do hotelu i o 21.30 moja rozrywka pozostaje ogladanie Amita w pizamie. Takiej samej, identycznej jak ma moj tata!
Juz mam skresic Kochin i nazwac go najwieksza dziura pod sloncem, ale zerkam w google i okazuje sie ze tu sa setki fajnych miejsc i atrakcji. Od jutra przejmuje zarzadzanie ta wycieczka. Bo na razie to mam dom starcow i nude codzienna.

Dzien trzeci. O 8.30 rano Amit mnie budzi. No wstawaj, juz 8! Zwalczam nieodparte pragnienie zeby mu wyjebac.
Po smiadaniu idziemy przejsc sie po miescie, bo o 12 przyjezdza kierowca i mamy pojechac do munnar. Cochin zaczyna mi sie nawet podobac mimo brudu. Ludzie reaguja na mnie dziwnie, usmiechaja sie i kreca glowa. Wszyscy sa przyjazni. Spotykam tak pieknego mlodego hindusa, ze dech mi zapiera! Nareszcie jakas atrakcja! Wyznaje mu milosc i robie zdjecie, niestety chlopak nie mowi po angielsku wiec nie ma szans na romans. Idziemy dalej. Docieramy do pieknego parku nad oceanem, niestety dzis zamkniety. Jak wroce za 4 dni, wezme lodke i pojade do port cochin, gdzie sa najwieksze atrakcje.

I am a celebrity! 




Stairs to the temples elephant island

Gateway to India
Pije swiezego kokosa

Tak wyglada apteka w cochin