Siedze sobie na Heathrow i czekam na wylot do Seulu. Stamtad lece do Kambodzy. Ahoj przygodo. Jestem chyba jedyna nie-Koreanka przy bramce. Za 24 godziny powinnam byc w deszczowej i goracej Korei. Wilgotnosc powietrza 88%. Dane z wczoraj. Ciekawe jak mi bedzie wychodzic oddychanie w takiej "zupie".
Czuje sie swietnie. Przez kilka dni bylam mocno zestresowana, nie wierzylam ze pojade. A teraz juz pelen spokoj. Moze to wplyw japonskiej zupy spicy beef, ktora wlasnie wsunelam na lotnisku? ;)
Sobota.17.00 w Seulu. 9.00 w UK
Bardzo mily lot, ktory prawie w calosci przespalam, siedzialam kolo starszej pary Koreanczykow, ktorzy z jakiegos powodu wzieli mnie za opozniona w rozwoju i stwierdzili, ze musza mnie we wszystkim wyreczyc. Jak przyszlo jedzenie, sasiad Koreanczyk wlasnorecznie zmieszal mi ryz z warzywami i polal to sosem, a potem zawolal stewardese, bo zapomnieli mi przyniesc sluchawki. Kolejny dowod na to jak Azjaci sa usluzni i pomocni, lub kolejny dowod na to, ze sprawiam wrazenie ofiary losu dla nich.
Teraz siedze na lotnisku w Seulu, saczac capucinno i ogladajac koreanska wersje M jak Milosc.
Bezclowka jest zbyt wielka pokusa.
Aha, moje zboczenie-toalety. W Korei tez jest mega higienicznie, siedzenie jest zawiniete w folie i po przycisnieciu guziczka, przesuwa sie, takze zawsze masz sterlyne siedzenie w kibelku. Zastanawiam sie, co Azjaci mysla o Europejczykach jak przybywaja na lotnisko i porownaja sobie pierwszy obiekt kazdego zwiedzajacego w nowym kraju... pewnie maja nas za brudasow...
W podrozy
Na lotnisku w Seulu
No i w pizdu wyladowalam! Welcome to Pyrry. Znaczy Siem Reap. Pierwsze co uderza zaraz po wyjsciu z samolotu to "mokre" powietrze. Troche jak w saunie parowej, jest goraco i wilgotno. Powietrze ma piekny zapach, troche jak kwiaty, troche jak delikatne kadzidelko. Lotnisko jest male, czyli cos jak lotnisko w Swidniku i Lublinie razem wziete, moze ciut wiecej. Na wejsciu trzeba stanac w kolejce po wize, ktora kosztuje 30 dolarow USA i wymagane jest zdjecie do paszportu. Proces jak w Polsce PRL, zabieraja ci paszport, ktory nastepnie tasmiowo przechodzi przez 10 (liczylam!) Urzednikow, z ktorch kazdy go skrobnie, opieczetuje lub przystepluje. Na lotnisku czekal na mnie tuk tuk wyslany przez moj hotel, czyli motor z przytwierdzonym fotelem na kolkach. Ale atrakcja na sam wzjazd. Moj hotel jest sliczny i bardzo czysty Dana Boutique Hotel. No dobra, slyszalam, ze najlepiej jest przestawic sie od razu na tryb danego panstwa. Tylko, ze ja od 24 godzin jestem w strefie nocy, widzialam dwa zachody slonca i ani jednego wschodu a moje cialo jest rzezkie i nie zdaje sobie sprawy ze jest kolo polnocy! Kto mi zaspiewa kolysanke....
No comments:
Post a Comment