Po szybkim sniadanku w Mercato, czas sprawdzic orientacje w terenie. Nie bylo zle, z placu S lorenzo, pod katedre i plac d Signora trafilam bez mapy. A przy okazji znalazlam ciekawy kosciolek Orsanmichele. Kosciol ten pierwotnie byl magazynem na zboze. Nieznany malaz przyozdobil magazyn freskiem Matki Boskiej i zaczely sie cudowne uzdrowienia. Pojawil sie problem logistyczny, bo jak prowadzic interes jak pod budynkiem tlumy modlacych sie. Znaleziono wiec rozwiazanie i przeznaczono dol na kosciol a gore na magazyn. Cuda dalej sie dzialy, mimo ze zastapiono wyblakly fresk nowym. Z czasem przedstawiciele cechow umiescili swoich patronow naokolo kosciola. Pierwszy patron, ktorego obfotografowalam, okazal sie patronem bankierow, czyli bardzo a pros po mojej profesji. Do kosciola mozna wejsc za darmo.
Na placu signora mozna tez schronic sie do palazzo vechcio, dwie komnaty sa darmowe i bardzo pogato przyozdobione. W sam raz na ladne fotki i zeby nieco odpoczac od upalu.
Ale moim celem primo na dzisiaj byl San Minioto al Monte, bazylika z poczatku XI w, praktycznie w calosci w pierwotnym stanie z pieknymi widokami na Florencje. Bazylika jest nie z tego swiata. Fasada z bialo zielonego marmuru i mroczne tajemnicze wnetrze. A poza tym niespotykana cisza, co we Florencji jest zadkoscia. Z bazyliki schodzi sie to ogrodow rozanych, bardzo pieknych i darmowych. Czesc ogrodow jest wykonana przez mnichow japonskich jako dar dla Florencji. Nie musze mowic, ze byla to moja ulubiona czesc.
Wracajac czulam, ze zaczynam sie gotowac i w poszukiwaniu ochlody weszlam komus do przedsionka. Po co zostawial uchylone drzwi??? Oto co ukazalo sie moim oczom:
Kiedy znalazlam sie przy rzece, pomiedzy mostami Grazie a S Nicolo zauwazylam prawdziwa piaszczysta plaze. Czulam sie jak skwarek na patelni, wiec perspektywa zamoczenia nog w zimnej wodzie byla bardzo kuszaca. Niestety ZONK. Plaza jest, ludzie sie opalaja i graja w siatkowke ale rzeka nie zacheca do kapieli. Mulista woda i mialam dziwne wrazenie ze natychmiast jest kilkumetrowy spadek. Poza tym nikt sie nie kapal. Dla zasady zamoczylam duzy palec u nogi i opuscilam plaze.
W dali rysowala sie interesujaca kopula, tuz za dachem kosciola S Croce. Tego w ktorym pochowany jest Michal Aniol. Przechodzac kolo kosciola zauwazylam ze prace nad prowizorycznym stadionem na placu S Croce prawie sa na zakonczeniu. Juz niedlugo 4 florenckie druzyny beda tam okladaly sie piesciami, lamaly nosy i odgryzaly uszy. I tak od XV wieku!
Piekna kopula okazala sie piekna synagoga, do ktorej niestety bilet kosztuje €6 wiec zadowolilam sie widokiem z zewnatrz pod czujnym okiem uzbrojonego po zeby zolnierza.
Wracajac, znalazlam kolejny ciekawy eksponat sztuki, taki "Bangsky po florencku". Florenski artysta zaczal przerabiac znaki drogowe, szczegolnie rozmilowal sie w przeinaczaniu znaku stop. Efekty sa interesujace i chyba powoli staja sie cecha charakterystyczna miasta.
Reszte dnia spedzam przy basenie, a jutro czas na kolejna przygode, Neapol :)
No comments:
Post a Comment