O 8 wracamy do centrum na sniadanie. Dostajemy "zadanie specjalne", jedziemy do Newlands zeby wyczyscic zagrode naszego jedynego samca. W Newlands znajduje sie szpital dla sloni. A w szpitalu nasza biedna slonica z uszkodzana noga. Po kilku dniach udalo sie postawic ja na nogi za pomoca dzwigu i kilku silnych mezczyzn. Biedactwo jest dalej bardzo slaba i ma goraczke, ale juz stoi, je i pije. Wszyscy modlimy sie zeby wyzdrowiala...
Samiec mieszka w duzym wybiegu z przybrana mama. Narazie oboje sa zamknieci w malym wybiegu obok, zebysmy mogli posprzatac. Samiec jest agresywny i nikt sie do niego nie zbliza. Najblizsze 3 godziny mijaja na noszeniu kupy, przerzucaniu przez ogrodzenie i ukladaniu na mini ciezarowce. Na koniec mini van jest pelen po brzegi. Niestety nie ma drugiego, wiec zeby wrocic do centrum musimy wspiac sie na ta gore kupy. Na koniec dolaczaja do nas 3 psy i tak jedziemy. Nigdy nie bede juz narzekac na moja podroz do pracy.. nie po tym przezyciu....
Po obiedzie wracamy do Pin i Pun. Czyscimy ich wybiegi, dajemy na kolacje kulki bananowe i salate z bananowca. Ale najpierw slonie biora kapiel w ich stawie. Po prostu cud. Malenstwo jest w swoim zywiole, nurkuje, plywa, bawi sie swietnie.. ok, skonczylismy na dzisiaj. W drodze powrotnej lapie nas burza. Wracam zmoczona do nitki i wykonczona ale szczesliwa. Wieczor spedze pojac piwo i gadajac z reszta wolontariuszy :)
No comments:
Post a Comment