Ostatni dzien... od rana mnostwo roboty, jestem przydzielona do 6 sloni, zar leje sie z nieba a ja biegam jak oszalala, przygotowuje kulki bananowe, dzwigam taczki z salatka i sloniowa kupa. Jako projekt specjalny z cala grupa... rozdrabniamy slonie kupy. Posluza do uzyzniania gleby pod nowe drzewka. Super zabawa, 12 osob stoi po kostki w gownie, recznie rozdrabniajac kupe przy 40 stopniach. Dla ochlody opowiadamy sobie historie, pierwsze wspomnienia z dziecinstwa, gramy w 3 pytania, prawde czy falsz. Ktos zglasza pomysl zeby poprosic o koszulki "druzyna rozdrabniania kupy".
Obiad i znowu kompost, banany, salatka, spacer z Jelly.
I to juz wszystko. Nagle robi mi aie smutno. Przez 10 minut wpatruje sie w jeziorko przed schroniskiem. Zdjecia nie moga oddac piekna tego miejsca. Po jednej stronie pasa sie konie, tecza na niebie, w oddali rysuja sie gory porosniete lasem...
Probuje zapamietac wszystko, widok, zapach, uczucie...
Ide pozegnac sie ze slonmi. moja slodka Pai Lin powoli przechadza sie po zagrodze zujac bananowca. Wszystko mnie w niwj rozczula, wydaje sie taka krucha i starenka. W Midlands moje pozostale slonie. Pin z Pun w swojej wieczornej zagrodzie zuja dluga trawe, Jelly w oddalui wcina salatke. Jedna z ciotek podchodzi do ogrodzenia i patrzy na mnie. Daje jej pic szlaufem. Jestem tak rozczulona ze chce mi sie plakac.
Ide do Boon Mee. Jak zawsze Boon Mee wydaje sie zadowolona.
Bede tesknic za moimi slonmi..
Z ludzmi bede w konkcie na fbooku ale wiem ze bede non stop myslec o sloniach. Czy Jele przeprowadzila sie do wiekszej zagrody, czy Pin urosla...
Nie znosze pozegnan...
Ciesze sie, ze moglam tu spedzic ten czas. Dziękuje za pot, ugryzienia komaròw, siniaki i odciski, bròd za paznokciami, skorpiony, pająki. Każda chwila tutaj była prawdziwa, zero fałszu obłudy i sztuczyzny. Uczciwa praca, ktòra ma sens i jest 100 procentowo dobra i twòrcza. Nawet rozdrabnianie kupy ma sens, bo wyrośnie na tym nowy las. Jak po tym wszystkim wròcić do nonsensu korporacyjnego???
Obiad i znowu kompost, banany, salatka, spacer z Jelly.
I to juz wszystko. Nagle robi mi aie smutno. Przez 10 minut wpatruje sie w jeziorko przed schroniskiem. Zdjecia nie moga oddac piekna tego miejsca. Po jednej stronie pasa sie konie, tecza na niebie, w oddali rysuja sie gory porosniete lasem...
Probuje zapamietac wszystko, widok, zapach, uczucie...
Ide pozegnac sie ze slonmi. moja slodka Pai Lin powoli przechadza sie po zagrodze zujac bananowca. Wszystko mnie w niwj rozczula, wydaje sie taka krucha i starenka. W Midlands moje pozostale slonie. Pin z Pun w swojej wieczornej zagrodzie zuja dluga trawe, Jelly w oddalui wcina salatke. Jedna z ciotek podchodzi do ogrodzenia i patrzy na mnie. Daje jej pic szlaufem. Jestem tak rozczulona ze chce mi sie plakac.
Ide do Boon Mee. Jak zawsze Boon Mee wydaje sie zadowolona.
Bede tesknic za moimi slonmi..
Z ludzmi bede w konkcie na fbooku ale wiem ze bede non stop myslec o sloniach. Czy Jele przeprowadzila sie do wiekszej zagrody, czy Pin urosla...
Nie znosze pozegnan...
Ciesze sie, ze moglam tu spedzic ten czas. Dziękuje za pot, ugryzienia komaròw, siniaki i odciski, bròd za paznokciami, skorpiony, pająki. Każda chwila tutaj była prawdziwa, zero fałszu obłudy i sztuczyzny. Uczciwa praca, ktòra ma sens i jest 100 procentowo dobra i twòrcza. Nawet rozdrabnianie kupy ma sens, bo wyrośnie na tym nowy las. Jak po tym wszystkim wròcić do nonsensu korporacyjnego???