Friday, 11 May 2018

Belfast



Belfast powitał mnie deszczem i przejmującym wiatrem. Zostawiłam bagaże w miłym B&B i poleciałam zwiedzać. Pierwsze kroki Ulster muzeum. Świetne miejsce, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Kości dinozauròw, rekonstrukcje zwierząt zamieszkujących tereny Pn Irkandii podczas epoki lodowcowej, kolekcja kamieni szlachetnych i pòłszlachetnych, egipska mumia i wspaniała kolekcja sztuki artystòw z regionu, z zachwycającymi obrazami Sr Johniego Lavery. Jak powiedział Picasso "dobry artysta kopiuje, wielki artysta kradnie", mając na myśli styl mistrzów. I to właśnie zrobił Lavery, ale każdy z jego obrazòw ukradzionych styli zachwyca.



Jest też kolekcja poświęcona historii w tym słynnemu okresowi "Kłopotòw" w latach 60tych do czasu Porozumienia Wielkiego Piątku w 1998.  Czytam historie, ale mało rozumiem o co chodzi.
Do czasu. Najważniejsza część programu. Wynajmuje czarną taksòwkę na dwie godziny. Taksòwkarz to Irlandczyk, katolik. Zabiera  nas na wschòd miasta i opowiada straszne historie o tych czasach. O swoich szkolnych kolegach zabitych przez policje i bomby, ich rodzinach, o najgłośniejszych ofiarach walki o prawa człowieka, Bobby Sandersie i 10 jego kolegach ktòrzy w ramach protestu zagłodzili się na śmierć. Bobby umierał 66 dni.
Nasz kierowca wiezie nas pod mur oddzielających dzielnice zamieszkałe przez katolikòw i protestantòw, jest długi na 3.8 km i dużo wyższy o muru berkińskiego. Po stronie irlandzkiej grafiti pokoju, najważniejsze symbole i osobowości wolności praw obywatelskich, Martin Luter King itd. Po stronie brytyjskiej grafiti imperjalistyczne, hasła wojenne i rasistowskie ale ròwnież .... gwiazdy davida. Czéść muru zajmują grafiti ludzi z całego świata z hasłami pokoju. Ja też dodałam tam od siebie dobre słowo. Co roku nacjonaliści brytyjscy świętują zwycięstwo nad katolikami poprzez budowę i spalenie olbrzymiej struktury, tuż pod murem oddzielającym obie społeczności. Przy okazji palą ròwnież irlandzkie flagi.
Nasz przewodnik nie jest źle nastawiony do brytyjczykòw, ma czwòrke dzieci, wnuka i chce pokoju. Nie sławi też IRA, potępia ich zamachy terorystyczne na niewinnych ludzich.
Ja zaczynam rozumieć co żywi terroryzm. Rozpacz i niesprawiedliwość. I zła politika glupich ludzi. Każdy brytyjczyk powinien tu przyjechać. Zoaczyć sciane i grafiti. O co chodziło Irlandczykom? Chcieli ròwnych praw. Reakcja to strzelanie do nich. Pierwsza ofiara to 9 letni chłopiec. Potem tłum pali domy katolikòw. Kilku młodych ludzi barykaduje się i rozpoczyna obrone. Tak powstała IRA. W odpowiedzi brytyjczycy organizują grupy szturmowe, ktòre do dziś dzień istnieją, zmienione w organizacje mafijne. Degrengolada.
Ròj, ktòry potrzebuje tylko kija żeby znòw zacząć kipieć.


Grafitti Bobiego Sandsa, męczennika walki o ròwne prawa

Grafiti po stronie katolickiej, irladzkiej

Grafiti po stronie brytyjskiej


Mur oddzielający dzielnice irlandczykòw i brytyjczyķòw


Modlitey o pokòj


Po tej eskapadzie lece do museum Titanica, niestety całuje już tylko klamke. Moja znajoma, podczas kolacji pociesza mnie że nic nie straciłam.  Czas ba odpoczynek, jutro intensywny dzień.



Saturday, 5 May 2018

Porto ostatni dzien

Dzisiejszy dzień był super. Początek, jak zwykle kawka i mini śniadanie a potem zwiedzanie palaco da borsa. Tlumaczenie nie brzmi zachęcająco (izba biznesowa?), ale według mnie to najpiękniejszy pałac jaki widziałam. Bilet trzeba kupić z przynajmniej dziennym wyprzedzeniem. Doradzam zwłaszcza osobom planującym ślub- najpiękniejsza sala w pałacu jest dostępna do wynajęcia za 7 tys EURO za noc. To pawilon arabski, ktòry jest zachwycający, a zdjęcia nie oddają jego uroku.
Obok palaco da borsa jest kosciòł sw Franciszka z interesującymi rzeźbami- np. żołnierze podczas egzekucji mnichòw. Terrible. Bilet wstępu upoważnia do wejścia do katakumb, o ile ktoś lubi widok setek kości walająch sie jedna na drugiej...
Przed południem zdecydowałam się zrobić coś o co nigdy bym siebie nie podejrzewała. Pokonałam strach który ponsd 3 dziesięciolecia mnie paraliżował i... wypożyczyłam rower.
Następnie pojechałam 14 km wzdluż wybrzeża, zatrzymując się czasami na plaży żeby pomoczyć nogi i popatrzeć na morze. Wspaniała przejażdżka, gorąco polecam. Tylko trzeba pamiętać o kostiumie kąpielowym, ja zapomniałam. Plaże są po prostu magicznie, piasek i wielkie formacje skalne. Zakochane pary mogą doznać nieco prywatności pomiędzy formacjami skalnymi. Dojechałam do olbrzymiego parku miejskiego, po czym wyjeżdżając z parku oczywiście sie zgubiłam, ale nic nie było mi już straszne, w końcu jestem rowerzystką! Ostatnie 4 kilometry powrotne były ciężkie, mimo pięknych widokòw, ale Porto przywitało mnie z powrotem coroczną paradą starych tramwajòw. Niestety jak Polak zmęczony to i zły, więc nie doceniłam pokazu, oddałam rower i dowlekłam bolące pośladki do pierwszego baru.
Po obiedzie wlokłam się uliczkach bez celu, ale cały czas znajdowałam jakąś perełke. Uktyty w zakątku market artystòw, uliczny grajek z kogutem i papużką w towarzystwie zaczytanego syna, stare kobieta recytuje wiersze, zakochana para po 80stce wychodzi z resteuracji trzymsjąc się pod rękę, studenci z unwersytetu w długich czarnych togach.... magia i czar... piękne miasto, przyjeżdżajcie!

Friday, 4 May 2018

Porto Portugal dzień 2

Po wspaniale przespanej nocy w niespodziewanie zimnym (?) pokoju, wstałam rześka i gotowa na kolejny piękny dzień. Pierwsze kroki do pobliskiej kafeterii, kiszki domagają się porządnego śniadania. W kafeterii jedna z pań zna kilka słòw po angielsku, mianowicie: kawa, jajka i ser. Ok, niech bedzie. Proszę o kawe, jajka i ser i za chwile przychodzi na talerzu wielki omlet, pięknie zapieczony w szynce. Horror dla każdego wegetarianina. O szynkę przecież nie prosiłam! Niestety w Potugalii jest mniej wegeterian (nie wspomne o weganach) niż opozycji w Korei Pòłnocnej.
Uporczywie wygrzebuje szynke z jajecznicy, w końcu zrezygnowana i głodna udaję się do lokalnego supermarketu. Zaopatrzona w bułkę i banana, wzrokiem mordercy patrzę na matkę stojącą w kolejce przede mną, ktòra ma kupon zniżkowy na każdy towar w swoim koszyku i płaci rachunek (jakieś 10 euro) przy użyciu trzech kart. Biedny kraj.
Straciłam dużo czasu więc lecę na metro. I tu kolejna niespodzianka. W maszynie do biletòw instrukcje tylko po portugalsku. Rozglądam się dookoła i dostrzegam nad maszyną znajomy angielski język. Hurra! Instrukcja po angielsku mòwi "podążaj za instrukcjami na ekranie maszyny". Czyli ogòlnie, "jak nie znasz portugalskiego, to się tumanie naucz". Tuman nie ma czasu się uczyć więc proszę przechodnia o pomoc. Ogòlnie, jakbym sobie nie poradziła to mogłam pojechać na gapę, nigdzie nie  ma bramek!
Co za ufność w uczciwość turystòw.
Dzisiaj dostrzegłam jak wielu jest turystòw z Polski. Non stop słyszę znajomy polski język, nawet częściej niż angielski czy niemiecki.
Kilka słòw o głòwnych atrakcjach dzisiaj:
Numer 1: wieża widokowa Torre dos Clerigos. Jakieś 45 minut w kolejce i 200 schodòw i widok na panorame Porto, okazja do fajnych zdjęć. I oczywiście podziwianie 360 stopni panoramy Porto. Przychodzi mi na myśl Bolonia, pewnie z powodu czerwonych dachòw.
Numer 2, kilka krokòw dalej jest jedna z najpiękniejszych księgarni na świecie i podobno inspiracja do napisania książek o Harrym Poterze. Wejście tylko z biletem, ale zwracają za bilet, jak kupisz książkę. Po polsku nic nie widziałam ale są tytuły po angielsku, a nawet japońsku! Dominos Lima pracował w tym sklepie 52 lata i był jego wielką atrakcją, a także wielkim znawcą książek. Piękne, zaczarowane miejsce.
Numer 3. Muzeum fotograficzne. Omal nie zrezygnowałam z obejrzenia tego miejsca, po tym jak stròż stojący przed budynkiem, wysłał mnie w innym kierunku. 15 minut szukania i wreszcie znalazłam sie w tym samym miejscu! Może jestem rozpieszczona, ale po obejrzeniu wystaw w muzeum fotografii w Sztokholmie i na Barbican w Londynie, to miejsce nie zrobiło na mnie wrażenia.
Numer 4. Wiecznie spòźniona ciuchcia, która oferuje wycieczkę wybrzeżem aż do miejsca gdzie Rio Duoro wpada do morza. Wielkie kamienne molo dzieli morze na dwie cześci- jedna, tam gdzie kończy się rzeka, jest spokojna i fale delikatnie i powoli pieczcza skalne bloki, druga część jest gwałtowna, nawet przy spokojnym morzu, fale rozbijają się o skały i biją skalne bloki białą pianą. Woda jest jeszcze bardzo zimna, ale kilkoro śmiałkòw moczy nogi ( w tym ja). Długi spacer po plaży, powròt aleją między rzędami palm. Ciuchcia z powrotem i pòźny obiad w lokalnym barze z bardzo miłym i rozmownym kelnerem. Omal nie spaliłam tego miejsca, bo nachyliłam mapę nas świeczką i ogień buchnął na całego. całe szczęście nie było ofiar, haha. Nawet mapa w części przeżyła. Mialam dziś w planach udać się do nocnych baròw, ale przyznam się, że nie lubie chodzić sama. Zwiedzać owszem, ale pić czy tańczyć tylko z przyjacòłmi. To jeden z minusòw (nielicznych) samotnych podròży. Drugim minusem, jest że nie ma kto pilnować rzeczy jak chce się wskoczyć do morza!




Thursday, 3 May 2018

Porto Portugal dzień 1

Porto Portugal dzień 1

2 rano pobudka, nocny autobus, ziąb nie z tej ziemi na Luton i niecałe 2 godziny lotu i jestem w Porto. Zaczęło się od głupiej decyzji żeby wziąć taxi zamiast metro. Kierowca zdarł ze mnie maksymalnie, czym z pewnością napytał sobie zlej karmy, ale za to moj hotel - lounge inn, okazał się bardzo fajny i czysty, a sympatyczny recepcjonista dał mi mapę i daradził gdzie pojść i co zobaczyć. Zaczęłam oczywiście od expresso i tarty jajecznej, obu w wersjach tak mini, że za 5 minut postanowiłam że potrzebuje dokładke, żeby poczuć smak. Następnie zwiedzanie czas zacząć. Co za piekne, romantyczne miasto. Zachwyciły mnie stare, zaniedbane kamienice, ozdobione kolorowymi kafelkami, wąskie uliczki, mnostwo schodów, piekne widoki na Rio Douro. Udałam się nad rzekę i przeszłam mostem Ponte Luis I na drugą strone, na ulice baròw porto. Widok z mostu jest urzekający, ale nie dla osòb ktòre cierpią na lęk wysokości. Też czułam ciut adrenaliny robiąc zdjęcia przy niskiej, niczym niezabezpieczonej barierce. Przy port wine cellars wzięłam kolejkę kablową, z samego szczytu mostu. Kolejna okazja do super zdjęć. W cenę kolejki wliczona była degustacja porto w okolicznym museum. Wybrałam odmiane żywiczną i sączyłam powoli, marząc o własnej winnicy... Wracałam koło historycznego centrum, katedry i dworca st bento, ozdobionego ręcznie malowanymi kafelkami. Cudeńko. To jest dość dziwne, ale cały urok tego miasta zawiera się nie w odnowionych budynkach, ale w starych, walających sie kamienicach, fasadach już nawet bez dachu, grafitti na odrapanych ścianach, kotach śpiących na schodach. Gdyby zainwestować i odnowić Porto, miasto straciłoby swòj urok.
Jutro w planach Livrario Lello uznawana za najpiękniejszą bibliotekę na świecie, museum fotografii i nocne bary. Dzisiaj nie mam siły!