Piątek spędziłam na poznawaniu dwòch lotnisk, i to dość dokładnie. Rosyjskie szeremetiewo wydało mi się olbrzymie. Heathrow jest niewielkie w poròwnaniu z nim. Branżowe sklepy, brudne toalety i obsługa jak na "Misu". Plusem jest hotel tranzytowy w przystępnej cenie, gdzie można wziąć prysznic i przespać się na porządnym lòżku. Mam jednorazową wizę do Rosji, więc nie mogę opuszczać terenu lotniska, inne hotele nie wchodzą w gre. Na śniadanie naleśniki z serem jak u mamy i już aerolotem lecę do Pekinu. Pekin, przyloty, znowu brudne toalety, tym razem "na narciarza" (jak tesknię za japonią), a z wersji jedzenia wegeteriańskiego jest kawa lub herbata. No i orzeszki. Na słodkie bułki nie mam ochoty. Z niecierpliwoscią oczekuję mojej grupy, ktòra leci z Warszawy. 2.5 godziny spòźnienia. Po 3 godzinach, wciąż sama na lotnisku, zaczynam panikować. Ale z ulgą znajduje naszego przewodnika, Maćka. Jest młody, przystojny, sympatyczny i dość roztrzepany. Powoli pojawiają się osoby z mojej grupy i moje oczy otwierają się coraz szerzej. Jestem na pewno najmłodsza, a jedna z uczestniczek to 84 letnia babcia o lasce. Wreszcie 16 obcych osòb wita się i kierujemy pierwsze kroki do kantoru lotniskowego a potem do autokaru. Powietrze jest jak gesta, śmierdząca zupa. Po minucie ubranie przylepia się do ciała, pot leje sie z każdego pora. Jedziemy do świątyni lamy, obiektu buddyzmu tybetańskiego, jednej z najważniejszych religii Chin. Wielki plac zbudowany na planie kwadratu, z kilkoma światyniami ozdobionymi rzeźbami trzech wcieleń Buddy, poprzedniej, teraźniejszej i przyszłej. Wiele osòb składa ofiary z kadzidełek przed dymiącymi ołtarzami. Zachwycający jest 28 metrowy złoty posąg Buddy. Następny przystanek to niebiańska swiątynia, obiekt unesco. Kolorowe stupy, żar leje się z nieba, oczy same sie zamykają. Marzę o łòżku i prysznicu.
Wieczorem kolacja z kaczką w tradycyjnym pekińskim stylu. Resteuracja tętni życiem, prezentacja naszej kaczki jest high style, kucharz kroi biednego ptaka na srebrnym talerzu a kelnerka oddziela kawałki mięsa. Podaje je z naleśnikiem ryżowym, sałatką i słodkim sosem. ja zadowalam się okra i piwem.
Dzien 2.
Następnego dnia rano, śniadanie w tradycyjnym barze z lokalnymi ludźmi. Zjadam pyszne pierożki z mąki ryżowej z warzywami za niecałe $1.5. Znòw jest gwarno, bar- mama, piskliwym głosem woła na obsługe i klientòw.
Ruszamy do grobowcòw Ming, trzeciego cesarza z dynastii, oglądamy swiątynie i pałac ze zbiorami ubioròw cesarza, ozdòb ze złota i jadeitu i posąg cesarza z brązu. Kolor czerwony i zòłty, złoto i jadeit przysługiwaly tylko cesarzowi i jego rodzinie. Cesarz miał około 3000 kochanek, wybieranych z najlepszych rodzin arystokratòw, ale tylko około 300 najpiękniejszych miało szansę na randezvous z cesarzem. Ostatnie 3 dynastie to mongolska (yuang), chinska (ming) i mandżurska (chin) ktòra panowała do rewolucji w 1911. Potem Chiny były demokracją aż do przewrotu Mao w 1949 i utworzenia Chinskiej Republiki Ludowej. Rząd uciekł wtedy na Tajwan, zabiarając cały skarb, i po dziś dzień Tajwan nie uznaje rzadu chińskiego. I vice versa. Tylko 20 państw na świecie uznaje tajwan, między innymi watykan.
Chińczycy , zwłaszcza młodzi, są bardzo zindokrynizowani, nasza chińska przewodniczka głosi że Mao to ich ojciec i wyzwoliciel narodu. Mòwi to tylko do mnie, po angiesku, więc raczej w to wierzy.
Kolejne kroki kierujemy do sklepu jadeitu. Moje oko przykuwa tradycyjna rzeźba z białego jadeitu, przedstawiająca kapustę... podobają mi się też zielone smoki, symbol Chin. Smok odzwierciedla naturę przeciętnego chińczyka, ma wielkie usta i lubi połykać pieniadze, ale ich nigdy nie wydala. Podobnie chinczycy, lubia miec pieniądze w banku i cenia biznes, ale nie lubią wydawać lub dzielić się nimi. Niechetnie też dopuszczają obcokrajowcòw do biznesu.
Kupuje wisiorki z jadeitu, bo na piękną branzoletkę mnie nie stać. Prosta, elegancka jasnozielona obrącz, ktòrą panie noszą tylko na lewej ręce, co podobno przywraca balans organizmu.
Czas na najwieksza atrakcje, jedziemy pod wielki mur i kolejka kablowa na szczyt. Podziwiam piekny widok razem z milione zapoconych chinczykow, scisk jak w metrze londynskim. Mur ma 21 tys km dlugosci i miejscami jest bardzo stromy. Budowa rozpoczela sie 3 tys lat temu, w celu obrony przed napadami koczowniczych ludow z polnocy, pradziadow mandziarow ( dzisiejszych wegrow). Widoki sa piekne, waz muru, gdzieniegdzie wiezyczki wsrod gor polaczonych lasem.
Spoceni, zmeczeni udajemy sie do fabryki herbaty gdzie smakujemy 5 podstawowych herbat i uczymy sie chinskiego sposobu zaparzania herbaty. Mi bardzo smakowala zielona herbata jasminowa,oolong i herbata owocowa z jadalnymi fusami. Natomiast puer smierdziala jak stara piwnica. Dzien konczymy wizyta w operze chinskiej. Aktorzy odtwarzaja 3 historie, starego rybaka ktory probuje poderwac mloda dziewczyne, boginii ktora schodzi na ziemie obserwowac ludzi i kochanki cesarza, ktora tanczy a potem popelnia samobojstwo po przegranej bitwie swego kochanka. Piekne tradycyjne stroje i makijaze, pelen gracji taniec i piskliwy spiew. Robi wrazenie. Na kolacje idziemy do knajpy z mini grilem na wegiel na kazdym stole, probuje smazonych grzybow i warzyw. Chinskie piwo tez nie jest zle. Za go zly jest brak komunikacji ze swiatem,nie ma szans na dostep do fbooka lub google. What's up zadzialal przez chwile i koniec. Takze mam detoks od technologii, czy tego chce czy nie.
Pytam przewodnika o mentalnosc chinczykow. Typowy chinczyk interesuje sie tylko rodzina i binesem. Praca jest swietoscia, natomiast nikt nie zajmuje sie polityka. Jednostki ktore kwestionuja stan rzeczy sa eliminowane.
Dzien 3. Po sniadaniu ( pierozki po raz drugi, mniam mniam) kierujemu sie do zakazanego miasta przy placu niebianskiego spokoju. Zakazane miasto do dawna siedziba zimowa cesarzy, obecnie ozdobiona wizerunkiem Mao. Jest to najwiekszy kompleks palacowy i plac swiata. Nie robi ma mnie wiekszego wrazenia. Palace sa puste w srodku bo caly skarb zostal wywieziony na tajwan. Ogrody sa marne w porownaniu z ogrodami japonii, czy nawet angielskimi. Najwieksze wrazenie, negatywne, robi niebo. Szare, bez chmur, widocznosc zaledwie na kilkadziesiat metrow. Cale miasto tonie w smogu.
Z palacu zimowego udajemy sie do palacu letniego, ktorego budowa stala sie gwozdzia do trumny ostatniej dynastii cesarzy i doprowadzila do rewolucji. Palac i swiatynie usytuowane sa na sztucznie usypanej gorze przy sztucznym jeziorze pelnym lilii. Plyniemy lodka na drugi brzeg, gzie podziwiam piekny bialy most na 7 filarach, przyozdobiony statuami smokow.
Czas opuscic chiny. Przez kolej transayberyjska w strone mongolii.
No comments:
Post a Comment