Bez zalu opuszczam chiny. Nie sadze ze chce tu wrocic. Moje top 3 to mur chinski, jedzeniè i opera. Zafascynowalo mnie rowniez ich pismo. Ale sam pekin jest smutnym miastem.
W pociagu jedziemy 2 klasa, sa kuszetki w wagonie, ja mam miejsce na gorze. Orient express to nie jest. Klima mrozi na mase. Widoki za oknem monotonne. Wielkie blokowiska przechodza w zielone pola. W przygranicznym miasteczku Erenhot czekamy okolo 5 godzin. Podobno zmieniaja tory zeby dopasowac do mongolskich. Po polnocy mozemy wrocic do pociagu ale odpoczynek nie trwa dlugo- kontrola graniczna mongolska. Rano czas na rarytas, dostawili wagon resteuracyjny. Ceny norweskie, marne sniadanie kosztuje 15 euro. Cale szczescie w kazdym wagonie jest goraca woda wiec mozna sobie zrobic zupke chinska lub herbate.
Nasz przewodnik opowiada o mongolii, panstwie ignorowanym przez europe, mimo ze ma potencjal stac sie potega w przeciagu nastepnych 50 lat. Mongolia ma lepszy wskaznik demokracji niz japonia czy korea pd. Wzrost gospodarczy to okolo 8%, ale 10 lat temu siegal nawet 17. Jest panstwem bardzo bogatym w produkty naturalne, ma cala tablice pierwiastkow. Znane jest tez z produkcji najlepszego kaszmiru w Azji. W mongolii kobiety stanowia glowny naped biznesu, wiekszosc firm nalezy do kobiet. Mezczyzni natomiast przewazaja w polityce. Swieto kobiet jest dniem wolnym od pracy. Mongolia, panstwo o 5 krotnym obszarze polski, ma tylko 3.5 milionow mieszkancow, polowa mieszka w ulan bator. 1/4 mieszkancow dalej prowadzi zycie koczownicze i mieszka w tradycyjnych jurtach.
To najmniej zaludnione panstwo na swiecie.
Przystajemy na 5 minut w poradzieckiej osadzie Czojr (tlumaczenie to "wydzial filozofii"). Opròcz opuszczonej bazy radzieckiej i kilku odrapanych blokow mozna tu ogladac pomnik Gur Racje, pierwszego mongolskiego kosmonauty.
Mongolia podzielona jest na obszary i gminy, czyli ajmaki (21) i somony (365). Glowne miasta jak ulan bator stanowia odddzielny ajmak.
Ulan Bator znaczy doslownie czerwony bohater. Miasto wyglada troche jeszcze komunistycznie, ale bardzo sie rozwija- odremontowany budynek parlamemtu z dzingis hanem i pomnikiem Suhy Batora (w miejscu gdzie wyglaszal oredzie do ludu na koniu), szklany wiezowiec centrum biznesu, szerokie ulice, starbuck i kfc, angielskie nazwy na sklepach, szyldy zapraszajace na karaoke. Za budynkiem teatru narodowego do 2012 stal jeszcze pomnik lenina, ostatni obalony pomnik komunistyczny w europie.
Udajemy sie ogladac palac zimowy Bogdan Khana, bylego przywodzcy polityczno duchowego kraju. Bogdan Khan mial slonia jako domowe zwierzatko i kolekcjonowal wypchane zwierzeta calego swiata, juz go nie lubie. W palacu znajdujemy ciekawy pokaz- polskiego budde. Zostal zamowiony u ojcow (chyba paulinow) na Jasnej Gorze. Pieniadz jest pieniadz i ojcowie przyjeli hauture i wykonali kolekcje zlotych figurek buddy!
Pozniej wizyta w sklepie kaszmiru i idziemy na kolacje z pania profesor Altangerel, ktora jest profesorem polonistyki na uniwerytecie w ulan bator. Pani profesor mowi pieknie po polsku i ubolewa ze polska zamknela ambasade w ulan bator. Nie moge zrozumiec dlaczego, bo polska ma dodatni bilans handlu z mongolia, okolo $90 milionow.
Nastepnego dnia jedziemy ogladac konie przewalskiego do rezerwatu. W rezerwacie jest 360 konikow, bardzo malych o jasnej siersci. Genetycznie roznia sie od normalnych koni, maja ekstra 3 chromosomy. Konie sa dzikie i udaje sie nam zauwazyc tylko male kropki klusujace w gorach. Susly sa bardziej widocznie, urocze zwierzatka, ciekawie wyciagaja glowki i obserwuja nasz samochod. Okolo 15 milionow suslow zostalo zabitych przez chinczykow i teraz sa to zwierzeta chronione. W Mongolii kiedys stanowily przysmak, ale teraz zabicie susla jest ostro karane. Spotykamy tez polskiego vana, malzenstwo ktore jedzie z polski do alaski.
Po rezerwacie przewalskiego kilka godzin jazdy i docieramy do piaszczystej czesci pustyni gobi, gdzie lokalni mieszkancy oferuja przekazdzke na koniach i wielbladach. Waham sie, ale przewodnik zapewnia ze Mongolowie kochaja zwierzeta i traktuja je bardzo dobrze. Nawet ich pozdrowienie "jak sie masz" w jezyku mongolskim tlumaczy sie "czy twoje zwierzeta sa tluste". Widze kilka wielbladow luzem, wloczacych sie po pustyni. Nigdy nie sadzilam ze bede jezdzila wielbladem po wydmach pustyni gobi!
15 minut przejazdzki mi w zupelnosci wystarcza, podziwiam nomadow ktorzy cale dnie spedzali w siodle wielbladzim.
Kolejne kilka godzin w samochodzie na dziurawych drogach i dojezdzamy do dawnej stolicy Mongolii, Karakorum, zalozonej przez nastepce Chiningis Chana. Ze stolicy zostalo tylko kilka jamieni i olbrzymi kamienny zolw, podobno stal pod palacem chana. Po upadku dynasti mongolskiej juan, (w tym samie czasie co upadek oiastow) chinczycy zniszczyli doszczednie Karakorum. Dwa wieki pozniej na terenie starego Karakorum, zalozono klasztor Erdene Zuu, buddyzmy tybetanskiego. Czuc tutaj prawdziwy Mongolie, zielony step pod blekitem nieba, nie do opisania bezkresna dzika przestrzen.
Niestety musimy wracac do samochodu. Jazda jest meczarnia, dziura na dziurze, co chwila wszyscy skacza pod sufit. Ale okazuje sie, ze wcale nie jest tak zle. 30 km do naszego noclegu droga sie konczy i jedziemy stepem. Robi sie juz ciemno, a my zakopujemy sie na amen w srodku zadkiego lasu. Wszyscy pchamy samochod zakopujac sie w blocie, ja w bielutkich nowych adidaskach. Wreszcie ruszamy, ale po 5 minutach znowu jestesmy zakopani. Ale przygoda! Docieramy do jurt bardzo pozno, zmeczeni jak psy. W jurcie jest po 5 lozek, na srodku znajduje sie piec i drewno na opal. Jest przytulnie i zasypiam po kilku chwilach. Ale nastepnego dzien mamy luz bluz. Po sniadaniu spacer podmokla łąka i lasem, wsrod stad jakow i owiec, kapiel w goracych zrodlach, przejazdzka konna, wieczorny masaz. To jest zycie! Oddycham wolnoscia, podziwiam dzika przyrode. Na niebie kilkanascie jastrzebi wyszukuje obiadu, dookola zwierzatka, ktore wygladaly jak żòłte wiewiòrki probuja umknac przed jastrzebim wzrokiem, jaki i konie sie pasa lub odpoczywaja w trawie. Raj na ziemi.
Nastepnego dnia opuszczamy nasz "pensjonat" i wyboistym stepem jedziemy przez prowincje Arkhangai do lokalnego museum, ktore sluzylo wczesniej jako buddyjska swiatynia. Wlasciwa swiatynia jest wciaz kilka krokow dalej i przeszkadzamy mnichom, ktorzy wlasnie zasiedli do modlitw. Obchodzimy miejsce modlitewne zgodnie z ruchem wskazowek zegara, zeby okazac szacunek. Mnisi patrza na nas spod oka, z boku matka z dziecmi zamawia modlitwy u mnichow. Jeszcze zakupy w stolicy prowincji i czas w dalsza droge, tym razem szosa. Miasto Cecerlek, stolica rejonu, nieco przeraza, najbardziej widok swiezo zdartych skor koni i jakòw, jeszcze ociekajacych krwią, targanych przez lokalnych sprzedawcòw za ogony po ziemi.
Kilka słòw o kuchni mongolskiej. Mongołowie hodują 4 rodzaje zwiarzat: wielbłądy, konie, jaki (i krowy) i owce. Najczęściej jedzą wołowine lub mięso jaka, czasem też baranine. Żadziej mięso konia lub wielbłąda. Nie wiem jak smakuje, bo nie jem mięsa, ale podobno jest nieco twarde, bo Mongołowie nie lubią rozgotowanego mięsa. Wegeterianie też mogą smacznie zjeść, Mongołowie mają dobry chleb, ogòrki i pomidory, masło z mleka jaka, na śniadanie rodzaj pierożkòw z serem, warzywami lub kimchi (chinska kapusta). Na obiad są kotlety z ziemniaka i sera, sałatka i ryż. Smaczny jest też dżem jagodowy, wszystko organiczne. Nasz przewodnik kupil kumys, po mongolsku ajak, zsiadle mleko jaka lekko alkoholowe. Sprobowalismy rowniez sera jaka, ktory jest twardy i slodkawy.Ser jaka mozna przechywywac nawet kilkadziesiat lat.Nie widzialam zadnych okropnych potraw, jak oczy jaka, przed ktorymi ostrzegaja przewodniki.
Jedziemy na przelom rzeki Czulut, powstalej po wybuchu wulkanu Orgo, okolo 7 tys lat temu. Rzeka plynie w glebokim korycie, po tym jak wybuch stworzyl kanion w ziemi. Obecnie jest 3 razy plytszy niz bezposrednio po wybuchu.
Wejscie na wulkan zajmuje 15 minut i nie jest trudne. Ale widok na czerwona kaldere jest piekny. Nie moge wyobrazic sobie sily, ktora bylaby w stanie opròżnić wnętrze gòry! Mam duzo szczescia, deszcz zaczyna padac dopiero jak schodzimy z wulkanu. Za to robi sie coraz silniejszy. Kiedy dojezdzamy do jurt leje juz jak z cebra. Lazienka jest oddalona jakies 30 metro. Oh jak docenie moja sypialnie en suit, kiedy wroce do domu!
Deszcz wsiąka w grunt i tworzy masywne kałuży, więc nasz jutrzejszy wyjazd robi sie problematyczny. Przewodnik decyduje o wyjeździe o 4 rano. Nie ma zbyt duzo czasu na sen, ale jutro wracamy do Ułan Bator, wiec czeka nas caly dzien w samochodzie. Nie oznacza to spokojnego snu, bo przemieszczanie sie w Mongolii jest ekstremalne, nawet asfaltowe drogi sa dziurawe a my używamy ubocznych dròg stepowych, ktore lubią zamieniać sie w jeziorka i dostarczają mojemu żołądkowi niepowtarzalnych wrażeń. Prowincja nie jest dla wygodnych. Za to jest to jedne z niewielu miejsc, prawie zupełnie dzikich i wolnych od cywilizacji. Czuję sie jakby czas stanął w miejscu, albo cofnął sie o 800 lat, do czasu kiedy Czingis Chan jednoczyl dzikie hordy pod swoimi rządami.
Cały dzień jedziemy z powrotem do Ulan Baator, na czas żeby obejrzeć tradycyjne przedstawienie mongolskie- koncert muzyki z nieznanymi mi dotąd instrumentami, śpiewu gardłowego, tadycyjnego tańca z maskami i kobiet gum. Jestem pod wrażeniem ròżnorodności i piękna mongolskiej kultury.
Nastnego dnia kròtkie zwiedzanie Ulan Bator, zaczynamy od głòwnego klasztoru buddyzmu tybetańskiego, Gandan Tegchenling. Klasztor pochodzi z początku wieku, ale został zamknięty przez komunistòw w latach latych 30stych a mnisi wymordowani. Klasztor zmieniono na stajnie. W latach 40stych komuniści odnowili klasztor, jako miejsce pokazowe dla zagranicznych gości dyplomatycznych. I tak już został do dziś. Mnisi codziennie sie modlą koło 9 rano, obserwowani przez tłumy turystòw. Odwiedzamy centrum buddyzmu z tradycyjnym szpitalem medycyny buddyjskiej, szkołą i apteką, potem kierujemy sie do museum Zanabazara, czyli sztuki mongolskiej. Zanazabar był przywòdcą duchowym i politycznym z XVIIw, genialny rzeźbiarzem, ktòry poddał Mongolie protektoratowi Chin. Kolorowa postać. Stworzył wiele rzeźb religijnych bogini Tary, ktòre wzorował na swojej młodo zmarłej kochance.
Ostatnim punktem jest museum wyroczni, gdyz wiele decyzji politycznych bylo poddawane ocenie wyroczni. Jest to kompleks kolorowych świątyń. Podobny system stosowano w Tybecie jeszcze w latach 50tych tego wieku, az do czasu ucieczki Dalai Lamy.
Kolej transsyberyska Mongolia- Rosja
Tym co narzekali na kolej transsyberyjską z Chin do Mongolii, szczęki opadły na widok rosyjskiego (chyba radzieckiego) pociągu tej linii. Zapomnij o klimatyzacji, nowoczesnych łazienkach w wagonie, dodatkowych umywalkach. Kozetki do spania wygladąją hardcorowo, wystròj w stylu związek radziecki w rozkwicie, łazienka z superowską toaletą, gzie klapka otwiera się bezpośrednio na tory. Ale klimat zmienia się natychmiast, wczyscy wylęgają na korytarz, rozmowy o starych polakach itd. Jedzie sie super, mimo że luksusòw nie ma żadnych. Nawet nie da sie naładować telefonu, na cały wagon jest jedno slabo dzialajace gniazdko. I za takie "luksusy" płaci sie drożej niż za bilet samolotowy. Kontrola graniczna też w stylu związku radzieckiego, potężna herod baba celniczka wyprasza wszystkich z przeciału, obszukują torby, w przedziale pbok nawet odkręcają sufit, żeby sprawdzić czy nic nie przemycamy. Chińczycy i Mongołowie byli znacznie bardziej "wysublimowani".
W pociagu jedziemy 2 klasa, sa kuszetki w wagonie, ja mam miejsce na gorze. Orient express to nie jest. Klima mrozi na mase. Widoki za oknem monotonne. Wielkie blokowiska przechodza w zielone pola. W przygranicznym miasteczku Erenhot czekamy okolo 5 godzin. Podobno zmieniaja tory zeby dopasowac do mongolskich. Po polnocy mozemy wrocic do pociagu ale odpoczynek nie trwa dlugo- kontrola graniczna mongolska. Rano czas na rarytas, dostawili wagon resteuracyjny. Ceny norweskie, marne sniadanie kosztuje 15 euro. Cale szczescie w kazdym wagonie jest goraca woda wiec mozna sobie zrobic zupke chinska lub herbate.
Nasz przewodnik opowiada o mongolii, panstwie ignorowanym przez europe, mimo ze ma potencjal stac sie potega w przeciagu nastepnych 50 lat. Mongolia ma lepszy wskaznik demokracji niz japonia czy korea pd. Wzrost gospodarczy to okolo 8%, ale 10 lat temu siegal nawet 17. Jest panstwem bardzo bogatym w produkty naturalne, ma cala tablice pierwiastkow. Znane jest tez z produkcji najlepszego kaszmiru w Azji. W mongolii kobiety stanowia glowny naped biznesu, wiekszosc firm nalezy do kobiet. Mezczyzni natomiast przewazaja w polityce. Swieto kobiet jest dniem wolnym od pracy. Mongolia, panstwo o 5 krotnym obszarze polski, ma tylko 3.5 milionow mieszkancow, polowa mieszka w ulan bator. 1/4 mieszkancow dalej prowadzi zycie koczownicze i mieszka w tradycyjnych jurtach.
To najmniej zaludnione panstwo na swiecie.
Przystajemy na 5 minut w poradzieckiej osadzie Czojr (tlumaczenie to "wydzial filozofii"). Opròcz opuszczonej bazy radzieckiej i kilku odrapanych blokow mozna tu ogladac pomnik Gur Racje, pierwszego mongolskiego kosmonauty.
Mongolia podzielona jest na obszary i gminy, czyli ajmaki (21) i somony (365). Glowne miasta jak ulan bator stanowia odddzielny ajmak.
Ulan Bator znaczy doslownie czerwony bohater. Miasto wyglada troche jeszcze komunistycznie, ale bardzo sie rozwija- odremontowany budynek parlamemtu z dzingis hanem i pomnikiem Suhy Batora (w miejscu gdzie wyglaszal oredzie do ludu na koniu), szklany wiezowiec centrum biznesu, szerokie ulice, starbuck i kfc, angielskie nazwy na sklepach, szyldy zapraszajace na karaoke. Za budynkiem teatru narodowego do 2012 stal jeszcze pomnik lenina, ostatni obalony pomnik komunistyczny w europie.
Udajemy sie ogladac palac zimowy Bogdan Khana, bylego przywodzcy polityczno duchowego kraju. Bogdan Khan mial slonia jako domowe zwierzatko i kolekcjonowal wypchane zwierzeta calego swiata, juz go nie lubie. W palacu znajdujemy ciekawy pokaz- polskiego budde. Zostal zamowiony u ojcow (chyba paulinow) na Jasnej Gorze. Pieniadz jest pieniadz i ojcowie przyjeli hauture i wykonali kolekcje zlotych figurek buddy!
Pozniej wizyta w sklepie kaszmiru i idziemy na kolacje z pania profesor Altangerel, ktora jest profesorem polonistyki na uniwerytecie w ulan bator. Pani profesor mowi pieknie po polsku i ubolewa ze polska zamknela ambasade w ulan bator. Nie moge zrozumiec dlaczego, bo polska ma dodatni bilans handlu z mongolia, okolo $90 milionow.
Nastepnego dnia jedziemy ogladac konie przewalskiego do rezerwatu. W rezerwacie jest 360 konikow, bardzo malych o jasnej siersci. Genetycznie roznia sie od normalnych koni, maja ekstra 3 chromosomy. Konie sa dzikie i udaje sie nam zauwazyc tylko male kropki klusujace w gorach. Susly sa bardziej widocznie, urocze zwierzatka, ciekawie wyciagaja glowki i obserwuja nasz samochod. Okolo 15 milionow suslow zostalo zabitych przez chinczykow i teraz sa to zwierzeta chronione. W Mongolii kiedys stanowily przysmak, ale teraz zabicie susla jest ostro karane. Spotykamy tez polskiego vana, malzenstwo ktore jedzie z polski do alaski.
Po rezerwacie przewalskiego kilka godzin jazdy i docieramy do piaszczystej czesci pustyni gobi, gdzie lokalni mieszkancy oferuja przekazdzke na koniach i wielbladach. Waham sie, ale przewodnik zapewnia ze Mongolowie kochaja zwierzeta i traktuja je bardzo dobrze. Nawet ich pozdrowienie "jak sie masz" w jezyku mongolskim tlumaczy sie "czy twoje zwierzeta sa tluste". Widze kilka wielbladow luzem, wloczacych sie po pustyni. Nigdy nie sadzilam ze bede jezdzila wielbladem po wydmach pustyni gobi!
15 minut przejazdzki mi w zupelnosci wystarcza, podziwiam nomadow ktorzy cale dnie spedzali w siodle wielbladzim.
Kolejne kilka godzin w samochodzie na dziurawych drogach i dojezdzamy do dawnej stolicy Mongolii, Karakorum, zalozonej przez nastepce Chiningis Chana. Ze stolicy zostalo tylko kilka jamieni i olbrzymi kamienny zolw, podobno stal pod palacem chana. Po upadku dynasti mongolskiej juan, (w tym samie czasie co upadek oiastow) chinczycy zniszczyli doszczednie Karakorum. Dwa wieki pozniej na terenie starego Karakorum, zalozono klasztor Erdene Zuu, buddyzmy tybetanskiego. Czuc tutaj prawdziwy Mongolie, zielony step pod blekitem nieba, nie do opisania bezkresna dzika przestrzen.
Niestety musimy wracac do samochodu. Jazda jest meczarnia, dziura na dziurze, co chwila wszyscy skacza pod sufit. Ale okazuje sie, ze wcale nie jest tak zle. 30 km do naszego noclegu droga sie konczy i jedziemy stepem. Robi sie juz ciemno, a my zakopujemy sie na amen w srodku zadkiego lasu. Wszyscy pchamy samochod zakopujac sie w blocie, ja w bielutkich nowych adidaskach. Wreszcie ruszamy, ale po 5 minutach znowu jestesmy zakopani. Ale przygoda! Docieramy do jurt bardzo pozno, zmeczeni jak psy. W jurcie jest po 5 lozek, na srodku znajduje sie piec i drewno na opal. Jest przytulnie i zasypiam po kilku chwilach. Ale nastepnego dzien mamy luz bluz. Po sniadaniu spacer podmokla łąka i lasem, wsrod stad jakow i owiec, kapiel w goracych zrodlach, przejazdzka konna, wieczorny masaz. To jest zycie! Oddycham wolnoscia, podziwiam dzika przyrode. Na niebie kilkanascie jastrzebi wyszukuje obiadu, dookola zwierzatka, ktore wygladaly jak żòłte wiewiòrki probuja umknac przed jastrzebim wzrokiem, jaki i konie sie pasa lub odpoczywaja w trawie. Raj na ziemi.
Nastepnego dnia opuszczamy nasz "pensjonat" i wyboistym stepem jedziemy przez prowincje Arkhangai do lokalnego museum, ktore sluzylo wczesniej jako buddyjska swiatynia. Wlasciwa swiatynia jest wciaz kilka krokow dalej i przeszkadzamy mnichom, ktorzy wlasnie zasiedli do modlitw. Obchodzimy miejsce modlitewne zgodnie z ruchem wskazowek zegara, zeby okazac szacunek. Mnisi patrza na nas spod oka, z boku matka z dziecmi zamawia modlitwy u mnichow. Jeszcze zakupy w stolicy prowincji i czas w dalsza droge, tym razem szosa. Miasto Cecerlek, stolica rejonu, nieco przeraza, najbardziej widok swiezo zdartych skor koni i jakòw, jeszcze ociekajacych krwią, targanych przez lokalnych sprzedawcòw za ogony po ziemi.
Kilka słòw o kuchni mongolskiej. Mongołowie hodują 4 rodzaje zwiarzat: wielbłądy, konie, jaki (i krowy) i owce. Najczęściej jedzą wołowine lub mięso jaka, czasem też baranine. Żadziej mięso konia lub wielbłąda. Nie wiem jak smakuje, bo nie jem mięsa, ale podobno jest nieco twarde, bo Mongołowie nie lubią rozgotowanego mięsa. Wegeterianie też mogą smacznie zjeść, Mongołowie mają dobry chleb, ogòrki i pomidory, masło z mleka jaka, na śniadanie rodzaj pierożkòw z serem, warzywami lub kimchi (chinska kapusta). Na obiad są kotlety z ziemniaka i sera, sałatka i ryż. Smaczny jest też dżem jagodowy, wszystko organiczne. Nasz przewodnik kupil kumys, po mongolsku ajak, zsiadle mleko jaka lekko alkoholowe. Sprobowalismy rowniez sera jaka, ktory jest twardy i slodkawy.Ser jaka mozna przechywywac nawet kilkadziesiat lat.Nie widzialam zadnych okropnych potraw, jak oczy jaka, przed ktorymi ostrzegaja przewodniki.
Jedziemy na przelom rzeki Czulut, powstalej po wybuchu wulkanu Orgo, okolo 7 tys lat temu. Rzeka plynie w glebokim korycie, po tym jak wybuch stworzyl kanion w ziemi. Obecnie jest 3 razy plytszy niz bezposrednio po wybuchu.
Wejscie na wulkan zajmuje 15 minut i nie jest trudne. Ale widok na czerwona kaldere jest piekny. Nie moge wyobrazic sobie sily, ktora bylaby w stanie opròżnić wnętrze gòry! Mam duzo szczescia, deszcz zaczyna padac dopiero jak schodzimy z wulkanu. Za to robi sie coraz silniejszy. Kiedy dojezdzamy do jurt leje juz jak z cebra. Lazienka jest oddalona jakies 30 metro. Oh jak docenie moja sypialnie en suit, kiedy wroce do domu!
Deszcz wsiąka w grunt i tworzy masywne kałuży, więc nasz jutrzejszy wyjazd robi sie problematyczny. Przewodnik decyduje o wyjeździe o 4 rano. Nie ma zbyt duzo czasu na sen, ale jutro wracamy do Ułan Bator, wiec czeka nas caly dzien w samochodzie. Nie oznacza to spokojnego snu, bo przemieszczanie sie w Mongolii jest ekstremalne, nawet asfaltowe drogi sa dziurawe a my używamy ubocznych dròg stepowych, ktore lubią zamieniać sie w jeziorka i dostarczają mojemu żołądkowi niepowtarzalnych wrażeń. Prowincja nie jest dla wygodnych. Za to jest to jedne z niewielu miejsc, prawie zupełnie dzikich i wolnych od cywilizacji. Czuję sie jakby czas stanął w miejscu, albo cofnął sie o 800 lat, do czasu kiedy Czingis Chan jednoczyl dzikie hordy pod swoimi rządami.
Cały dzień jedziemy z powrotem do Ulan Baator, na czas żeby obejrzeć tradycyjne przedstawienie mongolskie- koncert muzyki z nieznanymi mi dotąd instrumentami, śpiewu gardłowego, tadycyjnego tańca z maskami i kobiet gum. Jestem pod wrażeniem ròżnorodności i piękna mongolskiej kultury.
Nastnego dnia kròtkie zwiedzanie Ulan Bator, zaczynamy od głòwnego klasztoru buddyzmu tybetańskiego, Gandan Tegchenling. Klasztor pochodzi z początku wieku, ale został zamknięty przez komunistòw w latach latych 30stych a mnisi wymordowani. Klasztor zmieniono na stajnie. W latach 40stych komuniści odnowili klasztor, jako miejsce pokazowe dla zagranicznych gości dyplomatycznych. I tak już został do dziś. Mnisi codziennie sie modlą koło 9 rano, obserwowani przez tłumy turystòw. Odwiedzamy centrum buddyzmu z tradycyjnym szpitalem medycyny buddyjskiej, szkołą i apteką, potem kierujemy sie do museum Zanabazara, czyli sztuki mongolskiej. Zanazabar był przywòdcą duchowym i politycznym z XVIIw, genialny rzeźbiarzem, ktòry poddał Mongolie protektoratowi Chin. Kolorowa postać. Stworzył wiele rzeźb religijnych bogini Tary, ktòre wzorował na swojej młodo zmarłej kochance.
Ostatnim punktem jest museum wyroczni, gdyz wiele decyzji politycznych bylo poddawane ocenie wyroczni. Jest to kompleks kolorowych świątyń. Podobny system stosowano w Tybecie jeszcze w latach 50tych tego wieku, az do czasu ucieczki Dalai Lamy.
Kolej transsyberyska Mongolia- Rosja
Tym co narzekali na kolej transsyberyjską z Chin do Mongolii, szczęki opadły na widok rosyjskiego (chyba radzieckiego) pociągu tej linii. Zapomnij o klimatyzacji, nowoczesnych łazienkach w wagonie, dodatkowych umywalkach. Kozetki do spania wygladąją hardcorowo, wystròj w stylu związek radziecki w rozkwicie, łazienka z superowską toaletą, gzie klapka otwiera się bezpośrednio na tory. Ale klimat zmienia się natychmiast, wczyscy wylęgają na korytarz, rozmowy o starych polakach itd. Jedzie sie super, mimo że luksusòw nie ma żadnych. Nawet nie da sie naładować telefonu, na cały wagon jest jedno slabo dzialajace gniazdko. I za takie "luksusy" płaci sie drożej niż za bilet samolotowy. Kontrola graniczna też w stylu związku radzieckiego, potężna herod baba celniczka wyprasza wszystkich z przeciału, obszukują torby, w przedziale pbok nawet odkręcają sufit, żeby sprawdzić czy nic nie przemycamy. Chińczycy i Mongołowie byli znacznie bardziej "wysublimowani".
No comments:
Post a Comment