Moj ostatni dzień w Mumbaju. Dzisiaj zobaczyłam dwa rażąco ròżne światy- slumsy Dharavi i prestiżowy Willingdon sport club. Szofer zawiòzł nas rano do slumsòw i pooprowadzał. Jak to opisać? Uliczki tak ciasne że dwie osoby nie mogą sie minąć. Na uliczkach kury, pòłżywe z głodu koty, psy, brudne dzieci. "Mieszkania" ciasno koło sobie, niektòre mają drzwi, niektòre zawieszoną płachte. Ludzie mieszkają w ciasnych i brudnych norach, za meble sluży kawał maty do spania. Klasa średnia slumsòw ma nieco większe mieszkania a w nich łòżka i nawet jakieś meble. Gotowanie i mycie odbywa się na zewnątrz w ciasnych uliczkach. Nigdzie indziej w Indiach (i pewno na świecie) nie ma więcej ludzi na metr kwadratowy.
Za kilka godzin wujek Amita zabiera nas na lunch do zielonej oazy w centrum miasta prestiżowego klubu sportowego Wellingdon. Wielki klub golfowy, stajnie, ekskluzywne przekąski, atmosfera luksusu.
Wieczorem, po odwiedzeniu muzeum Mahatma Gandhi i 102 letniego dziadka Amita, ktory osobiście znał Ganghiego, jedziemy na impreze do Mumbajskiej dzielnicy imprez. Wracając obserwuje Mumbaj noca, brudne budynki, malutkie sklepiki, rzeka samochodòw i ludzi, piękne hotele dla bogatych, bezdomne maleństwa, może 5 letnie, spią na kartonach na ulicy koło bezdomnych psòw.
To państwo po prostu dławi sie własnym przyrostem naturalnym i skrajną ròżnicą pomiędzy bogatymi a biednymi.
Może Polska powinna zastąpić program 500 plus na drugie dziecko, programem 500 plus na dziecko adoptowane z Indii? Chociaż suma sumarum, niewiele by to zmieniło.
No comments:
Post a Comment